Zdechły Osa
Bejrut

[kosi]
Jedziesz
Dobrze smakuje
To co czuje, to nie pycha
Nic nie czujesz, to jakbyś nie oddychał
Nie mam życia, w depozycie, w narkotykach
Detonuję swe przeżycia, na ulicach
Tu nie ma chwili ciszy
Ta choćby tyci tyci
Bo każdy kwiczy, dyszy
Że tylko kwit się liczy
Jak liczy kwit to milczy
I sam na końcu tęczy
Nad całym światem wisi, ten papierowy księżyc
Przeklęte szklane domy, a w nich ruchome schody
Wrzeszczące telefony i samochodów skowyt
Tu nie ma chwili ciszy
Gdy wchodzisz w bagno zwycięstw
Telefon masz przy skroni
Pieniądze, albo życie
Więc łapię znów za klamkę
Wychodzę szybko z klatki
Czas nie chce mi odpuścić
Jak jakiś psychofanki
Ta zima niech się skończy, tak jak kłopoty synku
Znów chciałbym złapać słońce, na gorącym uczynku

[zdechły osa]
Dużo czuję
Mało sypiam
Nie udaję ulicznika
Jak nie zaszedłeś za skórę
To nie zejdziesz z celownika
Robię (?) mijam kace
Mało sypiam, mało sypiam
Mało tracę
Ciągle kicam w trasie
W labiryncie z liter notatnika
Moje stillo jest po kwasie
Życie z marzeń, albo papier
Nie jestem przy kasie, jak ty nieprzyjaciel
Ja na chacie, zwiedzam siebie
To nie spacer po neuronach
Tylko wyjście po za matnie, na przyczajce
Tyle osób miałem w głowie
Tylko siebie pominąłem
Chociaż właśnie samym sobą, to i tak kogoś zagiąłem
Isok chciał wyjaśnić to nawijką
Nie oddychasz pełnią życia
Nie masz życia
Lecę zagubiony w tripach
Zawsze bez porycia
Chętnie zagubiony w chwilach z notatnika
Dużo czuję
Mało sypiam
Nie udaję ulicznika