[Intro]
4.10.2016
3:17
[Zwrotka 1]
Pusty autobus, skąpane w deszczu szyby
Dodaję swoją kroplę w morzu potrzeb
By się odnaleźć, a los bywa zdradliwy
Przez parę dni w tygodniu byłeś w domu gościem
Żyje się prościej, gdy nie masz zobowiązań
Poczujesz ulgę, nawet gdy źle podążasz
Jest trochę gorzej, gdy wibruje telefon
A od dłoni do kielni masz ciągle za daleko
Parę przystanków dalej depczesz po kałużach
Myślisz o wszystkich tych nieodbytych podróżach
Co by się działo, gdybyś odpisał
Będę, przyszykuj wódę, ziom, lub szczoteczkę do zębów, mała
Jesteś samotny, chociaż wracasz z imprezy
Były tam fajne dupy i prawilni koledzy
To po co, kurwa, wracasz i masz myśli miriady?
Coś między "kocham życie", a "gdzie się łatwiej zabić?"
[Refren]
To tylko Ty, w atramentowe noce
Słyszysz jak miasto woła Ciebie naiwnym głosem
Ludzi, którym jak Ty czegoś tutaj brakuje
Szukających zakątka, w który się dopasują
To tylko Ty, w atramentowe noce
Nieprzejęty swym losem, widzisz pustkę na drodze
Sygnalizacje świetlną o tej godzinie żółtą
Przejście przez pasy będzie dla Ciebie, ziom, jak moonwalk
[Zwrotka 2]
Odpalasz papierosa, deszcz Ci kapie na filter
Pytasz, gdzie jest różnica między miłością, a flirtem
Czytasz rozkład przystanków, myślisz o rodzicach
Czy kiedyś byli szczerzy, gdy Cię uczyli życia
Jesteś dobrym człowiekiem, tak Ci się wydaje
Choć listę swoich grzechów poznałeś już na pamięć
Gdy ona przez nie płacze, to wmawiasz jej histerie
I chciałbyś się pozmieniać, choć to trudne cholernie
Nie chcesz wracać do domu, który pachnie rutyną
W kieszeni zapalniczka, odpalasz ją pomimo
Że paczkę masz już pustą, jak i pokój w tym bloku
I głowę, gdy tak znowu uciekasz od tych pokus
Najgorsza w Tobie jest, ta jebana bezsilność
Gdy robisz coś, co kiedyś uznałbyś za powinność
A dzisiaj jest kurestwem i brakiem lojalności
Dla osób, co do których nie miałbyś wątpliwości
[Refren]
To tylko Ty, w atramentowe noce
Słyszysz jak miasto woła Ciebie naiwnym głosem
Ludzi którym jak Ty czegoś tutaj brakuje
Szukających zakątka w który się dopasują
To tylko Ty, w atramentowe noce
Nieprzejęty swym losem, widzisz pustkę na drodze
Sygnalizacje świetlną o tej godzinie żółtą
Przejście przez pasy będzie dla Ciebie, ziom, jak moonwalk
[Zwrotka 3]
Z ludźmi jest tak jak z jazdą, chociaż się wzbraniasz
To parę osób ma już u Ciebie te pierwszeństwo
Gdy przecinacie drogi, zasada zaufania
Ograniczonego idzie się szybko jebać, przez co
Masz powód, by poznawać bary, knajpy na rogach
Gdzie browar stoi drożej, niż ropa naftowa
Gadasz z milionem osób, nie pamiętasz ich imion
Niektórych weźmie Taxi, a innych psy zawiną
I masz to w chuju rano, kiedy umierasz - suszy
Choć może przeoczyłeś, kawałek bratniej duszy
Ta dupa z ziomkiem obok, który ją nagabywał
Może naprawdę z Tobą, byłaby tu szczęśliwa
A Twoja panna z nim, choć sam nie wiesz dlaczego
A związek na Facebooku mówi Ci coś innego
A potem zapominasz o wszystkich przemyśleniach
Bo w sumie na lepsze życie to nie masz już ciśnienia (ej)
[Outro]
I nie bój się tych atramentowych nocy
Nawet gdy słyszysz głosy, miasto nie mówi dosyć
Miną za parę godzin, gdy wstaniesz tu wkurwiony
Bo budzik nie zadzwonił, a we krwi jeszcze promil
I nie bój się tych atramentowych nocy
Nawet gdy słyszysz głosy, miasto nie mówi dosyć
Miną za parę godzin, gdy wstaniesz tu wkurwiony
Bo budzik nie zadzwonił, a we krwi jeszcze promil
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]