Filipek
Paroksyzm
[Zwrotka 1]
Noce są coraz krótsze,pieprzony noktambulista
Ciągle dzieli mnie dystans,od firmamentu
Zimny jak egzosfera,kto by pomyślał
Że chęć bycia gwiazdą przysporzy tu oponentów
Nie mamy już kontaktu,znów stawiam się w złym świetle
Ciężko jest mówić słońce do kogoś w aphelium
Najadłem się nieraz strachu,więc i ten przełknę
Jak miałaś iść przeż życie z kimś o złym podejściu
Chcę rozwiać wątpliwości słów wachlarzem
Dopisać do codzienności paretu parę marzeń
Wiem to utarty frazes,konfabuluję
Swoje emocje,no bo wpadłym w konfuzję
Pare osób ostatnio zaszło mi tu za skóre
Spuszcze im wpierdol jak ojciec chrzestny żaluzje
Aluzje ? Znowu się grzebię w myślach
Dajmonion sugeruje mi stację benzynową
Konkluzje? Intencja jest czysta
Wyrzygaj swoje problemy,tak kurwa hardkorowo
Uporządkowałem zycie jak rozdziały Cortazar
,a ciągle brak mi klasy,welcome to patologia
Widuje perspektywy,lecz tylko na obrazach
To kurwa wina Tuska, społeczna apologia

[Zwrotka 2]
Znowu powiedzą o mnie kurwa grafoman
Bo owijam w bawełnę swoje nici Ariadny
Novum, zgarnąłem hajsy ziomal
A i tak mówię sobie, że jestem więcej warty
Karty porozrzucałem i tak nie było asów
Jestem neurastenikiem, nie pytaj mnie o asumpt
Za wczasu sobie mówię, że albo skończę na dnie
Albo na samym szczycie, nie chcę nic po środku
Paroksyzm,on może minie, jak nie
To doprowadzę siebie do względnego porządku
Zacznijmy od początku, znów te same podchody
Wymyślę sobie przeszłość tak jak Dan Cody
Zasnę kurwa z łatwością, bo parasomnię dzisiaj
Są codziennością,a Ciebie nie ma vis-à-vis, w głośnikach leci I see fire
Rok temu o tej porze podjąłem decyzję
365 dni sobie udowadniałem
Że mam na tyle jaj i że mi z rapem wyjdzie