Filipek
Zabij mnie nim wejdę na szczyt
[Zwrotka 1]
Jeśli teraz zawiodę, pierwszy skasuję numer
No bo to chyba największa na jaką mnie stać oznaka estymy
I tylko postawię przedtem sobie jeden warunek
Że poważny życiowo już będę tylko na stypach rodziny
Wszedłem w złym momencie do gry #Bereszyński
Całe życie uciekałem, gdzie się da przed folwarkiem zwierzęcym
Chcesz łyknąć trochę władzy jak Monika Lewinsky
To amoralizm cię połknie szybciej niż moje wersy
Po moich punch'ach zapłoną arywiści rapu
Pierdolę czy to mi da korzyści chłopaku
Jednokierunkowa do celu, już nie mogę zawracać
Po drodze padło wielu, ja znowu się zataczam
Ubyło mi tu krwi, nim zbudowałem kapitał
Mam już z górki jak kamień Syzyfa
Te szmulki chcą mnie dotknąć odkąd jestem galaxy
A po mnie widać wciąż ślady pęknięć #galaxy
[Refren]
To działa lepiej na mnie, niż ketonal
Z każdym kolejnym dniem się czuję jak eksponat
Nic mnie nie może dotknąć, to chyba kara, przestań
Czuję się nieśmiertelny, pieprzona analgezja
Mój bieg jest coraz szybszy i to cię wkurwia, wiem to
Zawołaj swoich kumpli i niech mnie unicestwią
Bo gdy będę na górze, będą się mogli płaszczyć
Masz tylko jedną opcję - zabij mnie nim wejdę na szczyt
[Zwrotka 2]
Męczą mnie słowa, prawdy życiowe wypieprz
Wszystkie jak mój łokieć, grubymi nićmi szyte
Skala Mohsa nie opisze tego, jaki byłem twardy
Gdy życie mierzyło z kopa w stronę mojej klatki
Przebyłem drogę od zdrad po obijanie ryjów
A ty się jeszcze pytasz czemu jestem zaczepny?
Ludzie sztuczni jak akcent u Trooma, synu
Nie zdzierżą mej osoby, więc lepiej jebnij mi
Nabrałem kilka ścieżek, pora na efekty
W życiu wciąż w jedną wierzę - pora na efekty
Kolektyw to nie ja, raczej indywiduum
Synergia mi zżera niezależność przez tumult
Moje kurwa uczucia od lat to klaustrofobia
Dlatego tak często tu szukałem otworu
Szowinistyczna świnia, glamrap tak, jak pochodnia
Pokażę ci magiery me na drodze do tronu
[Refren]
[Zwrotka 3]
Sprzeczny jak delta na minusie, ciężko o wynik
W środowisku, wciągającym węże dłuższe, niż Nagini
Filip, wszystko, co piszesz się dezaktualizuje
Depersonalizuję, zwalam to na naturę
Mój rap to pa, pa, pa, parabola powtórzeń
Gdy gramy to ramiona są tylko w górze
Nie wróżę sobie kariery, choć jestem królem braggi
Rap szczery, a nie maniery, kurwa, czasem nienawiść
Sprzeniewierzam się im, jako przekot
Ich jedyna szansa na mą rękę w górze - liberum veto
Piszę własną historię, to trafia w werbel
Choć moja autobiografia nie jest tu perfekt
Za dnia ogarniam życie, noc jest na wersy i pętle
Przynajmniej o tej porze dnia jestem decydentem
Noszę swój talent na ustach jak pieprzoną rotę
I docenią to gusta, jeżeli jestem kotem, naprawdę...