[Bisz]
W ustach rośnie ślimak śliny, śliski, ślepy
W oczach tańczą błędne ognie, iskry
Lepi się do rąk spoconych jeszcze ciepły strzęp
Nieludzkie mięso, chyba, ciężko stwierdzić
Krew ma jeden kolor wśród różnorodności skór i futer
Podobnie kość, może stąd jakiś podskórny smutek
Bo idąc w głąb stara natura jednak jedna nas
Tym bardziej na zewnątrz potrzebna nam selekcja ras?
Gdzie pogrzebany pies jest, drugorzędny fakt
Na pierwszorzędnym zęby zacisnął wbrew śmierci
Taka zawziętość, że przenika nawet groby złość
I wśród milczenia kości grzechocze niezgody kość
Zachłanność bywa bezinteresowna, świat to dom
Człowiek to w magazynie Rosenthala mastodont
Wyobraźnia, która chciała władzę kraść bogom
Superman, nie, to samolot, nie, to ptak dodo
[Radex]
Obgryzłem kości najadłem się jak zły
Nic już nie zmieszczę
Zabieram złoto i resztę twojej krwi
Przyjdę po więcej
[Bisz]
W uszach dudnią bębny, kopyt tętent
W nosie drażni siarki fetor, proch i trotyl
Serce gubi rytm, w przeciwieństwie do diabelskiej sprawności
Maszynowych księgowych, rachujących kości
Łamie fortuny koło, wciąż zatacza się historia
Pijany statek, którym smętnie bawi się ironia
Jedyny symbol, który łączy ludzi ponad cele
Czaszka, za którą krzyżują się dwie piszczele
Piracka gospodarka w maskach wsparcia trwa konkwista
Módl się, by się nie urodzić gdzieś na szlaku wypraw
Miejsce na mapie wciąż zależne jest od rzutu kości
Przypadek jest najprzewrotniejszą z form sprawiedliwości
Nie zyskasz na tym kiedy można, kwadratura koła
Baranku Boży szepcąc, stojąc w karakułach, zobacz
Postęp to postęp, to logiczne, będzie brnąć do końca
Róg w okrągłej czaszce, śmiertelny błąd nosorożca
[Radex]
Obgryzłem kości najadłem się jak zły
Nic już nie zmieszczę
Zabieram złoto i resztę twojej krwi
Przyjdę po więcej