Bisz
Molloy
[Zwrotka 1]
Tośka trzeci tydzień kaszle, ja nie daję rady
Pomyśleć, że nagrałeś kiedyś tu płytę dekady
Nie mam czasu na nic i wszystko robię byle jak
I tak się skończyć ma ta pierdolona Odyseja?
Kłócę się z Karoliną, bo pośpiech zabija bliskość
I wiem, że będzie dobrze, ale raczej nie za szybko
Tysiąc myśli, kiep w dłoni, kiedy go zjarałem?
To w sumie dobra metafora tego, czym się stałeś
Na ślepo wycinam minuty jak maczetą w dżungli
Tysiąc spraw, zapierdalam, żeby się nie spóźnić
Pomyśleć, byłeś wilkiem, mogłeś dużo więcej - chuj z tym
Sam wybrałem, żeby być tygrysem średniej półki
Słucham Kendricka i nie możesz znów się pozbyć żalu
Rozdrapując pierdolone resztki potencjału
Choćbym się obył bez wszystkiego, potrzebuję czasu
Wszystko, co w tym życiu dobrego potrzebuje czasu
A czas to pieniądz, też mam nominały na zegarku
Od chałtur do chałtur, małpi gaj, pojebany parkour
Biały wieloryb sceny, ale harpun tkwi już w karku
Gdy Tośka podziwia tęczę, ja myślę o złotym garnku
Lecz w rapie nie sprzedałem chwili, to jest sanktuarium
Choć wolność miała oceanem być, starczy akwarium
Starczy szklanka, a jak będzie trzeba starczy kropla
Lecz musi czysta być jak łza wylana w emocjach
To kosztuje mnie dużo, dla Ciebie to tekst do bitu
Współczesny świat to wcielony koszmar neurotyków
Mój nerwowy układ co dzień jest jak pies w Sylwestra
Wrażliwość wysoka tak, że Baumgartner wolałby nie spaść
[Przejście]
Liczyłem siwe włosy, dziś liczysz ostatnie czarne
I nie wiesz ciągle dokąd iść, więc odwiedzam market
Wciąż udaję Greka, sącząc to czerwone wino
Moje życie - kino, a napisy już zaczęły płynąć

[Zwrotka 2]
Jak inflacja, rośnie bęben i cholesterol
W lustrze widzę zmęczoną gębę i czuję niemoc
Stres siada mi na banię i pobiera haracz
No bo mieszkanie dziś kosztuje tu stodołę siana
A chcemy większe, no bo marzy nam się drugie dziecko
K nie wejdzie z dwójką na to kamieniczne piąte piętro
Bez windy, życie to schody, córuś, zapamiętaj
Świat sprowadzić do parteru chce Cię, lecz zdobywaj piętra
Rób, co kochasz, bo stajemy się tym, co robimy
Wielkie zamiary mają wszyscy, trudniej znaleźć siły
Zachowaj trochę siebie dla siebie i dla rodziny
Bo lepiej mieć poczucie żalu, niż poczucie winy
Dzwonię do mamy, rozmawiamy i pozdrawiam ojca
Miłość nie potrzebuje słów - męska psychologia
I wciąż wypieram prosty fakt, że kiedyś ich zabraknie
I literalnie, gdy to piszę, łza kapie na kartkę

[Przejście]
Znowu się chowam za kamieniem, żeby nie zwariować
Znalazłem tu schronienie, nie wiem czy Syzyf, czy robak
Wybierz sobie, co chcesz, mnie już choćbyś chciał nie dotkniesz
Drzwi zamknięte, wyfrunąłem uchylonym oknem
Czegokolwiek tu nie powiem, życie to monolog
Musisz się zmierzyć z tym, rodzić się i umierać solo
Nie czekam na nic, choć jak Beckett piszę wciąż Molloy
Każda historia to rozczarowany most; Mollo
[Outro]
Choć świat cały zwędrowany, nosisz w sobie dużo większy
Na Twych mapach czarne plamy, musisz sam wydeptać ścieżki
To, że nie wiesz dokąd iść znów, to na przyszłość dobra wróżba
Swego celu nikt z odkrywców w snach najśmielszych nie przypuszczał
Horyzont przed Tobą skrywa plany dużo szersze, dalsze
Rozdział za sobą zamykasz, ale morze jest otwarte, otwarte