Mały książę, był przemoczony i zmarznięty
Wziąłem go na ręce i poszedłem dalej
Wydawało mi się, że niosę kruchy skarb
W świetle księżyca patrzyłem na blade czoło, na zamknięte oczy
I mówiłem sobie, że to co widzę jest jedynie zewnętrzną powłoką
Najważniejsze jest niewidoczne
Ponieważ pół otwarte wargi uśmiechały się leciutko powiedziałem sobie jeszcze
Że to co mnie wzrusza najmocniej w tym małym królewiczu
To ten naiwny blask, który świeci w nim niczym płomień lampy nawet podczas snu
I tak idąc o świcie odnalazłеm studnię
To zadziwiające - wszystko jest przygotowane: blok, lina, wiadra
Jеgo twarz zbladła jeszcze bardziej i zaśmiał się dziwnym śmiechem
Po którym przeszedł mnie dreszcz
Chwycił linę i puścił ją w ruch
Blok jęknął zazgrzytał jak stara chorągiewka na dachu po długotrwałym bezruchu
Słuchaj, obudziliśmy studnię i ona... śmieje się