P.A.F.F.
Pożegnanie z ulicą
[Zwrotka 1: Bosski roman]
Na wstępie uspokajam, by nie było niedomówień
Ja się nigdzie nie wybieram, prawdziwi to wiedzą ludzie
Fałszywy poniekąd skurwiel, będzie czepiał się tytułu
Parszywych dopiero ujrzę, jak będzie tu cierpiał z bólu
Robię pożegnanie rapem leszczom, frajerom, burakom
Wrzeszczą, chwieją i bujają się z zasadami na bakier
Wiesz co? Śmieją i udają, każdy wabi się kozakiem
Dobrze wiemy, kim Ty jesteś, więc na chuj mi jakiś papier
Na zasadach trwam nadal, to masz tu na bank, na pewno
Na tej drodze obawa odpada, mam bracie pewność
Jestem bardziej jak Frank Costello, mniej jak Don Vito
Choć genovese pesto wpierdalam często i syto
Byłeś lojalny jak penis w dupie, a teraz się dziwisz
Że Ci sarkofagu nie funduje arcybiskup Dziwisz
[?] za to go frustruje, to moralny trup, widzisz?
No czego się spodziewałeś za kurestwo na ulicy?
Nie stój biernie, bezczynnie, bezsilnie, schody donikąd
Wychowany na Firmie prawilny młody bandyto
Przypał robi jak w kinie na filmie modny Carlito
Ale sława przeminie i zginie głodny na wyrost
Wypierdalaj z ulicy na smyczy hipokryto
I co tak się teraz dziwisz? Masz finito ty cipo
Za plecami z zasad szydzisz, padłeś nisko, widzisz to?
Targaj chory łeb po ziemi, głupia glisto, weź idź stąd!

[Refren: Bosski Roman & Dixon37]
Pożegnanie, pożegnanie z ulicą
Dla tych leszczy i pozerów, którzy zasad nie widzą
Dla tych małych skurwysynów, którzy z szacunku szydzą
Pożegnanie, wypierdalać, ten kawałek kaplicą

[Zwrotka 2: Dixon37]
To 16 wersów prawdy o naszych rejonach
Ulicy, emigracji i polskich domach
Tych wersów, które ciszą kurwy z podwórek
Tych wersów, które wjadą tam ostro z butem
Spompowane leszcze, groźne miny w klipach
Hajs ponad wszystko, zakochani w plikach
Naćpane matoły, gdzie tam jest ulica?
Gdzie kurwa zasady, gdzie szacunek ja się pytam
Gdzie macie szacunek i oddanie do wspólnika
Dużo słów, przypał i w moment go wydał
Takich małolatów po rejonach lata stado
Palą co się da, co się da, to ukradną
Potem na komendzie trzeba ponieść konsekwencje
Często są to przecież dzieciak skute ręce
Jeśli nie dorosłeś, siedź na dupie w domu
To prawdziwy rap Firmy i Dixonów

[Zwrotka 2: Dixon37]
Pożegnałem się już nieraz, nieraz będę wracał
Kocham wszystko co też nieraz kocha żywot skracać
Trzymamy się zasad, ale też czas robi swoje
Są ważniejsze rzeczy dla osoby mojej
Są ważniejsze rzeczy niż przejmowanie się niczym
Bo „nic” to są rzeczy, którym palę tysiąc zniczy
Życia alergicy pośród ładu dziczy
Zamiast pobyć w ciszy, pierdoli kurwa, kwiczy
[Zwrotka 3: Dixon37]
Bez perspektyw będziesz ciągle stawał w miejscu
Sensu nie widzi, odstępuje, nie, to nie po męsku
Dobrze człowiek wie, życie pełne precedensów
Za dużo ufności, za dużo podstępów
Żegnam się więc zatem z każdą głupią rurą
Z każdym pseudoprawilniakiem, z każdą konfiturą
Z każdym tym, kto kiedyś zaufanie budził
Dziś już nie ma ich, dziś już dla mnie nie są ludźmi

[Refren: Bosski Roman & Dixon37]
Pożegnanie, pożegnanie z ulicą
Dla tych leszczy i pozerów, którzy zasad nie widzą
Dla tych małych skurwysynów, którzy z szacunku szydzą
Pożegnanie, wypierdalać, ten kawałek kaplicą

[Zwrotka 4: Dixon37]
Widzę jak leszcze chcą oddać jej serce
Później kimają, szamają, szczają w ślepej alejce
Chcesz żyć bezpiecznie? Pozostań na fejsie!
Ten kto mądry, ten skromny i nie błyszczy na mieście
Przejdź się nocą osiedle, poczuj to miejsce
Tu procenty i [?] zwalą kopa na szczękę
Nie jednego przesąd dopadł koszmar o Rakowieckiej
Szósta rano wjazd na bazę [?]
Szary beton, kurwy węszą 24h na oriencie
To nie słońce, nie piasek, dropsy i szmaty w Mielnie
Chcesz się bawić, to się baw własnym fiutem w ręce
Po chuj się kurwa pchasz tam, gdzie nie Twoje miejsce?
Choć sam tu nic nie robię, to znam ją jak własną kieszeń
Zakamarki, bloki, klatki znów zapraszam na pętle
Tu na VIP-ach Cię przywita ekipa od uzależnień
Dalej żyją ulicą waląc browar na kreskę
[Zwrotka 5: Dixon37]
Dalej żyję tu, gdzie żyłem, ale kilka stopni wyżej
I na własne oczy widzę, co się dzieje na rewirze
Kto obraca w gruz to, co było na mur-beton
Kogo nie ma już, bo poświęcił tu rzecz świętą
Jedną i prawdziwą, która nas tutaj trzyma
Ponad hajsem, ponad wszystkim – przyjaźń
Jednym słowem, jednym gestem łatwo to zabijasz?
Mogło być tak pięknie, teraz już nie ma wybacz
Nie ma zrozumienia, nie ma przebaczenia, strzała!
Jeśli zasadami tylko wycierasz se chała
Zostanie ekipa, mocna jak lodołamacz
Ty pakuj plecaczek i wskakuj w swój kajak
Zawsze znajdzie się ktoś, kto jest zakałą
Kto dla satysfakcji innym podcina gałąź
Ciao, bez pozdrowień, krzyż na drogę to za mało
Niech tym śmieciom po nogami same chuje wyrastają

[Refren: Bosski Roman & Dixon37]


[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]