Zkibwoy
Empatia
[Zwrotka 1: Zkibwoy]
(Dzisiaj...)
Dzisiaj przechylam za tych, co nie mają mamy czy taty
Przechylam za nich dzisiaj, ziom
Wiem, że nie mają prawa być kim są
I wiem, że nie mają prawa być kim chcą
Dzisiaj myślę o Was, nie chce być ponad
Empatia - połowa z nas jej nie ma, a szkoda
Kalkulatory we łbach, makulatura w sercach
Puste twarze, może jestem już za stary jednak?
Próżność pokolenia mnie przeraża (Mhm..)
I w szoku za każdym razem - myślę mam farta
Jako mężczyzna zrobiłem wszystko już
33 obroty wokół Słońca, moja podróż
Dwie istoty mówią mi tato, niby nic, ej
Jestem ich aniołem stróżem, przewodnikiem i kibicem
Nie mam aspiracji w światku, chcę tylko pisać
Wpierdolić się na OLiS do idoli to nie moja ambicja
Te kilka myśli czyni nas nikim w branży
Nikt nie słucha słów, chcą obrazów
(Chcą obrazów...)
(Nikt nie słucha słów... nikt nie słucha słów...)

Jak już nie masz, w którą stronę iść
I jak zmechaciły Ci się wszystkie sny
Wkładam Ci do butelki list
Wiedz, że
Gdzieś
Tam
Jestem
[Zwrotka 2: Zkibwoy]
Staram się nie przechylać już za nikogo
Bo w głowie mam tych, którzy przegrali z chorobą
I ciągną za sobą rodziny w otchłań - okrutne
I horror to lepsza opcja niż strach przed jutrem
Siedzą w tym loopie na dupie, noszą kamuflaż
I nie chcą wrócić albo nie mogą, bo pustka i mróz
Wiatr stoi w miejscu w płucach
Tylko smog i biorą kurs na obojętnie co
Zardzewiały kompas płata figle
Niby patrzą się w komp, ale tak naprawdę nigdzie
Wspominają rzewnie dni, w których mieli dyscyplinę
I szukają bodźców, by po prostu żyć chwilę
Docierasz w to miejsce, coś w środku ginie
Zaciśnij pięści, obudź instynkt, włącz autopilot
I wymyśl boga, wymyśl sens, i so be it
Nie pomoże Ci nikt, jeśli nie poszukasz siły