Bonson/Matek
Nie ma szans
[Intro]
Bonson, Matek człowieku. Słuchaj

[Verse 1]
Mieliśmy być poważni
Tak pięknie to wygląda tylko w wyobraźni
Wiesz, tak przy okazji
Kurwa, dziś zostawisz mnie po raz ostatni!
Hipokryzja, seks, słodkie kłamstwa
Narkotyki, kurwy i chyba to jest nasz świat
Niektórzy mają luz, pannę, kwadrat
Ja nie pasuję do tego obrazka
Od dawna bolą mnie żebra i twarz
A z każdym oddechem jestem bliżej diabła
Znów jestem sam jak palec
Już dzisiaj wiesz wpadłem powiedzieć tylko parę słów, znikam
Na sercu kamień, z ust cisza
I znów się nie znamy, i mijamy wśród pytań
Myślisz, że będzie spoko? Wątpię
Nie obchodzi mnie co mówisz o mnie

[Hook]
A Ty nie dzwoń i nie pisz, bo nie chcę cie znać
Jestem sam, nie ma nas. Tylko ja i te wersy
Nie ma nas, trochę ciężko uwierzyć
Bo łatwo coś stracić, a trudniej docenić
Więc nie pisz i nie dzwoń. Już nie rośnie tętno
I wszystko mi jedno. Ty to, tylko przeszłość
Nie ma nas, pewnie ciężko to przeżyć
Nie ma szans by to mogło się zmienić
[Verse 2]
Nie widzisz nic, kiedy tak patrzysz mi w twarz, nie czytasz z moich oczu
A wiedziałaś, że upadnę i w końcu stracę rozum
I mam pięści całe we krwi, i chyba całkiem dobry powód
By powiesić na pętli to co kiedyś mi miało pomóc
Stoję w ogniu, alkohol zabił ból i rozum
Gdybym mógł cofnąć czas nikt by mu już nie pomógł
Nikt, rozumiesz? Kurwa, milcz, dziękuj Bogu
Sprzedałem duszę diabłu, cyrograf już pożółkł
Pół na pół, litr na dwóch i tak do obrzygania
Gdy znów wkurwi nas dół
Dzisiaj czuję się tak jakbym nigdy nie istniał
I nic się nie stało, a Ty nigdy nie przyszłaś
Więc pij za wolność i wyjście na prostą, osobno
Bo razem nam się zjebał światopogląd, podobno
Heheh, dorosłość. Litr za litr, pij, zapij, po proch goń
I wstaję o piętnastej, o szóstej kładę spać się
Żyję jak gwiazda rocka, chociaż czasem coś nie tak jest
I chuj, już się nie martwię. Nie obchodzi mnie jak mnie nazwiesz

[Hook]