Bonson/Matek
Byliśmy żołnierzami
[Verse 1: Bonson]
Szedłem centrum aleją jakoś przy komisariacie
I to wiesz, głupota, szedłem opchnąć trzy wory za papier
Stary patent, by ten syf robić z Apapem
Nie byłem twardy, i tak byłem scyzoryk jak Marzec, łapiesz?
To było w czasach, gdy nie miałem jeszcze GG, Mała
Wkurwiała się, ale tu jej nie miałem jeszcze w planach
Biznes-branża była przejebana
Ty, jaka branża? Ćpuny, leszcze, jacyś geje w bramach
Kiedyś typ, gajerek, galant chciał się przewieźć palant
Wziął na siebie strzała, zaraz but na nerę, spierdalaj!
Mogliśmy stać pół dnia w bramach i jarać
Albo ćpać od południa i nie spać do rana
Jakby co to Cię nie znam
Dorabiasz na osiedlach po bramach, to loteria o grama
Co noc ten sam dramat
I w sumie dobrze, że już tam nie mieszkam, nara!
Dzień od dnia się nie różnił zbytnio
Każdy kombinował tylko jak durni przyciąć
Mama nie widziała mnie tu w chuj dni, przykro pewnie było jej
A w końcu zdążyła przywyknąć

[Refren]
Opowieści z frontu, opowiem Ci coś tu
Goń po bletki z kiosku, kolesi pozdrów
Ktoś coś polecił - skosztuj
Oponenci? Pozdrów
Ktoś coś węszy wciąż tu
Od komendy broń Bóg, choć błędy są znów
Ktoś coś polecił - skosztuj
[Verse 2: Białas]
Kiedy odpalił się mój pierwszy lolek
Nie wiedziałem, że za to będą mnie gonić psy i nie spierdolę
Zabrali mnie na dołek, jebnęli mi parę liści
Parę w japę i parę tych, których ukryliśmy
Podwoził mnie ziom, wjechał mi na banię
Dał mi piksę, włączył techno i podkręcił ogrzewanie
Dał jeszcze cztery, straciłem kontakt z bazą
Choć było nas dwóch, widziałem ludzi co uciekają
Piliśmy trzeci dzień, dopadł nas sen, żołnierzu
Koleżka dał mi ściechę mąki na talerzu
Gadałem całą noc i wcale nie mogłem przestać
On też w tym czasie gadał, ale do pustego krzesła
Mam w domu pewną szafkę, widziała wiele rzeczy
Trzymała nasze łokcie oraz metrowe ściechy
Spoko było tamto kokolino
Ale się odpuściło, gdy ból serca stawał się rutyną
Byliśmy żołnierzami, zawsze staliśmy na froncie
Na tą pierdoloną wojnę leciały każde pieniądze
Dzisiaj wracam do wspomnień, bo to zamknięty etap
I patrzę światu w twarz zamiast przed nim uciekać

[Refren]
Opowieści z frontu, opowiem Ci coś tu
Goń po bletki z kiosku, kolesi pozdrów
Ktoś coś polecił - skosztuj
Oponenci? Pozdrów
Ktoś coś węszy wciąż tu
Od komendy broń Bóg, choć błędy są znów
Ktoś coś polecił - skosztuj
[Verse 3: Bonson]
Bez przewózki, byłem tylko poganiaczem
To skumałem w czasie, kiedy miałem przyjść po zapłatę
Komuś tej nocy psy przyjdą na chatę
Szpieg sypał, a wiesz koleś już miał wyrok w zawiasie
Dziś siedzą pod oknami w autach psy
Śledzą ponoć, mamy w aktach syf
Gówno prawda, blok respekt płacę
Dam honorowe salwy jak pod Westerplatte
Kumple kombinują i masz co zapalić
Piątka dla nich, by nie powpadali
Piguły, hajs z nich i proch w samary
I nie tęsknie, kiedy patrzę co za nami, czaisz?
Kiedyś plany zastąpił komplet dillpack
Mama nie pytała za co żyję, skąd ten kwit mam
Niejedna mi gadała: byłeś głupi gnojek, szczyl, cham
Ale przynajmniej wiem jak to wygląda z bliska
Byliśmy żołnierzami z durną misją z klatek
Każdy walczył, choć to głupie i nie wyszło czasem
Wiesz, bloki wtedy były sojusznikami, salut
Ale wszystko się zmienia, bo już znikamy z planu

[Refren]
Opowieści z frontu, opowiem Ci coś tu
Goń po bletki z kiosku, kolesi pozdrów
Ktoś coś polecił - skosztuj
Oponenci? Pozdrów
Ktoś coś węszy wciąż tu
Od komendy broń Bóg, choć błędy są znów
Ktoś coś polecił - skosztuj