Hase
Friend of Mine
[Zwrotka 1: Hase]
Biegam do pracy jak ty, żeby ogarnąć na kwadrat i życie
Życie to suka, a ludzie to pchły i jestem zły jak znów coś nie idzie
A mamy na pewno po razie tu szanse, by w walce nie legnąć jak asfalt by przeschnąć
Patrzę, widzę ich kły, wilki są ze mną wciąż ramię w ramię po jedno
Cieszy mnie sukces kolegów, puszczę ich w biegu przede mnie
Znajdą się tacy na pewno, co wyssają energię i zerwą więzi, to pewne
Tych którym wybaczam ten numer, zliczę ich na dwóch palcach, zero
Czasem dopiero po latach obczajasz z jaką się kurwa zadawałeś ścierą
Słuchałem też złotych rad, lombard ich nie chce jak ja
Piję do dna, za tamte lata co nam, dały znajomość bez wad
Trzymaj się brat, ja zawsze murem i w ogień
Znasz mnie, pójdę przez węgiel do piekła
Nikt z nas nie będzie żył wiecznie raczej, chciałbym żebyś dobrze mnie zapamiętał

[Zwrotka 2: Janusz]
Świat się kręci, harmonii nie burzy, ja dalej obcy, jak ten [?] w podróży
Możesz mi wróżyć, a zdmuchnę tarota, to co robię moje, a nie w rękach Boga
Co ważne wybrałem dawno już, uśmiech skrusz, ja poleję tusz
Tak robię melanż, gdy dudni bass tu, on daje nadzieję gdy cienko na pasku
Nie wszystko w życiu zależy od hajsu, ale jak bez niego niewolnicy dostatku
Fani światełek, płatnicy podatków, a szczur pierwszy wieje z tonącego statku
Kot na bimie, więc nie lej lipy, z hajsem potrafią, bez hajsu cipy
Jebane gity, nie strugam kozaka, dalej walę browary po butlach i klapkach
Sam żyje cham, radzi sobie bez ciebie, bomby wybuchają bez znaków na niebie
Dalej biegnij jak ściana blady, biegnij kurwa, choć nie dajesz rady
Tak to działa dopóki płynie krew, wypij ją całą, zostanie śmierć
Nie pytaj jak dziecko czemu tak jest, odgryź pępowinę, zacznij naprawdę biec
Młode wilki w betonowych klapkach żyją spokojnie, choć to pułapka
Choć na instynkt wygoda życia, to dlatego nie słyszysz wilczego wycia
Zdeformowane style bycia, bez sił do zmian, tak jutro jak dzisiaj
Bo tak naprawdę prawdy nie ma, jest tylko opinia i kąt widzenia

[Zwrotka 3: Krys]
Jak nie masz w chuju, to cię meczy w duchu, no niezły wybór
A jak spadają kamienie z serca to zwykle na barki, no w pięknym stylu
Wali mnie to całe kurewstwo zresztą, co będzie ceną, jak cenią tu piekło
Pragniesz strawić zamknięte kółeczko, zero emocji, choć czujesz i tak pieniądz
Podarta bluza, lubiłem tą szarą, bo sami nie umieliśmy dojebać kolorów
Dziś więcej barw i w chuj materiału, ale to jak byś tylko ładnie ubrał to bagno
Już nic nie ukryjesz, kiedy mi się wydajesz, no to przez chwilę
Nawet mury przybiję, nie to czym płacisz, a to co w Tobie żyje
Miała już wracać ta karma, to chyba jakaś pułapka
Że niby tak znienacka, ale dobro za zło, kiepska wymiana
Uważaj, świat nie czai reguł, trzymasz hajs w ręku, to lepiej nic nie czuj
Tak patrzysz ku niebu i myślisz dlaczego na to pozwoliłeś
Może nie ma nic poza, a to w co wierzysz pójdzie strzałem na opał
Może to tylko poza, ułożą cię w dole i pójdą na browar
Studia se w szmal nie odwrócą, wiem, tylko dla ciebie ma majory ten papier
Taki biznes mała, mogę oddać ci siebie i nie patrzyć czy się opłaci, wcale