Sobel
Dwoje ludzieńków (B. Leśmian)
[Zwrotka 1: sanah]
Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie
O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie
Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania
Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania
Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy
A czas ciągle upływał — bezpowrotny, jedyny
A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie
Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie
[Refren: sanah]
Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie
Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą
Ale miłość umarła, już miłości nie było
I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga
Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata
By powrócić na ziemię, lecz nie było już świata
[Zwrotka 2: Sobel]
Pod jaworem — dwa łóżka, pod jaworem — dwa cienie (Oh)
Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie (Uu)
I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu
Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu
[Refren: sanah & Sobel, Sobel]
Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie (Zagasła, uu)
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie (Nikt dotąd na świecie)
Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą (Poza mogiłą)
Ale miłość umarła, już miłości nie było (Nie było)
I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga (Aah)
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga (Nie było już Boga)
Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata (Do wiosny, do lata)
By powrócić na ziemię, lecz nie było już świata (Nie było już świata)
[Wokaliza]