[ak47]
Jestem leniwy
Jestem zmęczony cały czas
Nie na niby
Najchętniej całe życie bym spał
Przynajmniej smaku winy nie poczułbym
Gdybym znalazł się nie tam gdzie trzeba
Nie czułbym liny na gardle
A tak jadę do piekła
Choć dam radę
A diabeł rzekł tak:
Leniwym gardzę, leniwy beksa!
Bo rogi kozie wyrosły mu, a on ich nie chciał
Lecz diabeł wiedział, że po wyobraźni depta mu
Choć w rowie trup
Bez rogów, to grób jest mały
Lecz dla niego jest doskonały – leniwy się nie obraca
Leniwy leży, jak leżał
Za ciężka dla niego praca się obrócić
Nucił Ave Maria
Lecz stracił głos
Chciał się obudzić
Lecz za leniwy jest by chwycił los w swoje dłonie
Zupełnie jak ja
Mnie też się, kurwa, nie chce
Zupełnie jak Tobie
Znowu jestem zmęczony, a nie dawno wstałem
A na pewno jeszcze będę na nogach jakiś czas
Już przechodzą dreszcze mnie
Chętnie pierdolnął bym się spać
Nareszcie, on jest zmęczony
Męczony byłem przez ciebie
7 stacji, do wariacji doprowadzony znowu jestem
Zaczynam mieć nerwobóle, to wiąże się z Twoim kalectwem
Wiec daruj sobie brednie
Lub wyrzuć moje brudy na powierzchnię, jak wcześniej
Pamiętasz jak nie wstawałeś w porę?
Tyle przez to straciłeś
I, że jeszcze z tego, kurwa, nie wyrosłeś
Ciebie o coś prosić to głupota i tak nic nie zrobisz na czas
Jak zwykła hołota
Nie przesadzaj
Fakt, zostawiam wszystko na później
I chuj, że trudniej, taki już jestem, tak się złożyło niefortunnie
Że wszystkim to nie odpowiada
Biada, dla tych co gardzą takimi, a o sobie tak gadam
Tylko, że w swojej głowie, nikomu nie powie
Jaki jest, jak lenistwo w nim siedzi cała dobę
Na okrągło, charakter jego lata jak chorągiew na wietrze
Bo lenistwo nim włada i to jest w jego geście
By tak nie było, by zmieniło się na lepsze
By doceniło go całe środowisko w mieście
On też by tak chciał, lecz siedzi w mentalnym getcie
To dolina emocji złych, gdzie słońce nie wzejdzie
Dopóki sam nie weźmiesz się w garść
Dopóki nie staniesz na nogi, nie powiesz:
Mam tyle siły!
Mam tyle wiary!
Nie trafię do mogiły, bo świat ten cały mam w swojej dłoni
Ten świat spadł w mą dłoń, jak jabłuszko z jabłoni
Lecz, gdybym był leniwy to nie uniósł bym głowy
By spojrzeć jak czas to jabłuszko goni: szybko, nie powoli
[nizioł]
Witajcie panowie
Ananaski, mam was
Pytam, jak tam zdrowie?
Wieje chłodem, rozum stacja
Ciężka sytuacja, pokutę hibernacja
Siódmym grzechem głównym, lat 20 wita racja
Naiwność za bezczynność
To stan nie do zdarcia
Bez ruchów, zastojów, to kara za lenistwo
W życiu bym nie przypuszczał, że taka mnie spotka przyszłość
A jednak, pochłonięty w nerwach ślepy los
Biernie nic nie osiągniesz, chyba ze tylko pozornie
A każda pogwizdka to jak restart fal na sztormie
Nie istotnie na spokojnie, czy na pełnym biegu
Wolniej nie znaczy gorzej, grunt to według reguł (a jak)
Istotny szczegół, bez celu ciągle nijak
Kiedy brak impetu z celem będziesz się rozmijał
Lenistwo jak bezmyślność , chłopie widać koniec
Gdy stoisz w miejscu progresu nie zrozumiesz
Oporny, choć zdolny nie przejawiasz intencji
Też tak kiedyś miałem, lecz wygrała chęć się zmienić
Okoliczność docenić, nigdy nie dać za wygraną
Bezczynność nie nakarmi
Przyszłość wywróży Ci czarną
Na tapczanie siedzi leń, nic nie robi cały dzień
Przez co już wiesz, że Brzechwa dobra rada
Ile dasz od siebie tyle kopsnie w zamian karma
Powaga, weźta się w końcu do roboty
Życie trzeba przeżyć, co dzień wyżej mierzyć
Budować wspomnienia, nie doceniać co złorzeczy
Co jeden czyni łatwo, drugiemu przyjdzie z trudem
Zbierać manatki pany, odprowadzić muszę