Eripe
Liga Sprawiedliwości
[Zwrotka 1: Eripe]
Dawaj bit i akcja, celem karna likwidacja łaków
Każda ich próba nawijki, marna imitacja rapu
Nie ma tu sprawiedliwości, każdy chce jak my nawijać
A nie gramy w innych ligach, my to inna dyscyplina
Szerzy się kłamstwo w branży, słuchać nie warto farsy
Popatrz jak gasną gwiazdy, złapane w lasso prawdy
Jak dają dupy lapsy, zielone światło daj mi
Raperzy spod latarni będą tak łatwopalni
Chcą robić szybki banknot, to niech na bank skoczą
Bo każdy kolejny numer tutaj na bank sknocą
Same flesze jak u V'a, fotokomórka złapała
Szybko ich fałszywe ruchy
Szybko to mogą spierdalać

[Zwrotka 2: Zygson]
Zakładam kaptur, lecz nie po to by tu zgrywać chama
Czuje się jak Olivier Queen, ktoś wyłapie strzała
Lista pełna, czas się wziąć za tych bez treści
Jedyna ma zasada to niepotrzebne skreślić
Biorę to na bary i jak Allen zapierdalam
Wstyd tu czekać na fanfary, mogę więcej jak nie jaram
Żaden błysk fleszy, raczej błysk flesza
Tyle mnie widzieli, a chcą wierzyć jak w kolesia
Chce w nich uderzać, niech gra im się z rąk wymyka
Dostali kopa jak [Opa?]; Kapitan Ameryka
Lecę dalej, czas Zygsona, pora motać bity
Wyplewić chwasty, Bruce Wayne, Gotham City
[Cuty]
If you wanna battle, lets go
Motherfuckers, [?] picking
Let's stop the bullshiting
You fucking dummy
C'mon, checkin, we're loco
Dangerous, we so dangerous
Put your hands up
[?]
We tell the truth, no lies

[Zwrotka 3: Delekta]
Przybiegnę szybciej niż Flash gdy otworzysz butelkę
Czekam niecierpliwie na typa z zielonym i coś skręcę
Brzmi jak kontra, stale stawiam na inteligencję
A szyderczym spojrzeniem pozdrawiam konkurencję
Nie jestem ciekaw co pomyślą, mam w dupie wszystko
Twoje marzenie prysną Ty jebany konformisto
Patrz mi w oczy gdy rosnę w oczach i jest Ci przykro
Nie polecisz jak ja, moją ojczyzną jest krypton
Jestem jak jebany Aquaman
Szybciej niż Phelps odbieram nadzieję z serc
Staje w szranki z nami tu tylko jebany dureń
Zapierdalam za dwóch; Bruce Wayne Rooney

[Zwrotka 4: Kojot]
Bronimy sceny, wierzymy, że coś się wreszcie zmieni
Bierz to dosłownie jak mówię 'skille są nie z tej ziemi'
Żaden z twych ciosów nawet nie muśnie
Chcesz być Supermanem? Będę jak Doomsday
Za mną flash backów masa bo czas to chwila
Za mną chillout, z dawką skilla dziś rap podbijam
Wypierdalaj z tą gadką szczyla, mój rap to siła
Niech Alfred pucuje mi Batmobila, na miasto wbijam
Chcesz liczyć rymy i liczyć punche, na pewno mordo?
To jakbyś podpiął tu Flasha kurwa do Endomondo
Chce jebnąć bombą, a więc kładę tak ciężko combo
Hipopato to jedno godło, się pierdolą ziombol
[Zwrotka 5: Penx]
Naspeedowani macho, chcą pokonać prędkość dźwięku
By czasy były lepsze i w japę błysły flesze
Mam ich w oddali sprawdź to, skonaj, choć jest nas siedmiu
Kumaj, spierdalaj od nas, tak Cię opuszcza szczęście
Branża to dziwka, cudów nie ma, rozkmiń sobie w sumie
Owszem to kurwa kręci bitch na Ciebie Wonder Woman
Niesprawiedliwe bym tak pluł jadem skumaj, też błądzę
I niemożliwe, powiesz przypadek? Kurwa nie sądzę
Wbijam tą metaforą, zielony w temacie, downie
Jarasz żarówki, albo dałbyś dupy za jaranie
Zero przeszkód przed tym drugim i to jest spoko
To gówno upośledza, to Twoje sokole oko
Nie będziesz Clarkiem myśląc, że czerwień to w oczach laser
Na Marsie jak na Ziemi, nie masz życia, to tak straszne
Mów mi Bruce jak lecę, chcesz mnie zabić pewnie już
Choćbyś złamał mi kręgosłup to nienawiść będę czuł

[Cuty]

[Zwrotka 6: Revo]
Kiedy chcę sorta pochytać to dzwonię do zielonej latarni
Myślisz że skąd ta ksywa, do tego ten ziomek jest czarny
W kosza ogólnie gram sobie z Flashem
Skurwiel jak rozbieg bierze w trumnie padają durnie, którym zachciało się zderzyć
Kurwa, patrz na nas, mam Batmana za kompana
Sam jego lokaj ograłby Ken Block'a na łysych total Yokohamach
Pić wódki się nie da z tym Marsa, który nasze myśli widzi
Ale do krzyżówki podpowie hasła nawet jak jest fiszbin w jidysz
No Wonderwoman, to se dokument, sprawdź jaki volumen
Jąder u niej w mordzie był, w sumie na nią nie spluniesz
Nie gadam z Clarkiem Kentem, dupek nie twardziel
Jeszcze raz, że jest Super palnie
Dostanie centralnie charkiem w gębę
[Zwrotka 7: Oxon]
Kto wpadnie jeszcze, typ jak Lex Luthor wszedł z dupą
Jest łysym leszczem, sypnie cash wnet, bo mu jest głupio
Że w jego królestwie masy tępe każda rzecz kupią
Chłoną gówno ze złych ust, równocześnie z knagą wszedł w ucho
Przybywam z supermocą, z kolegami mam zabawę
Mogłeś zbierać moc latami, lecz to na nic; Vandal savage
Teraz może lepiej zamilcz, (robisz coś?) nie sprawdzam nawet
Dzień zagłady ciągle nowy, sobie musisz dawać radę
I zdawać sprawę ze z mym temperamentem nie wchodzi się w dyskurs
Gdy wejdę z tempem złapią naprędce, że kręcę im pętlę na godzinę zysku
(Jak nie kumasz), śmiej się, śmiej, że słodko jest, komiksowato
Wpadamy jak JLA - Oxon, Revo, Hipopato

Pomimo zgromadzonej siły musiał mieć się na baczności, kuszony na każdym kroku wciąż poddawany był testom