[Verse 1]
Na plecach mam ciarki, gdy łapię za kartki
Długopis w dłoni, czas mnie goni więc staję do walki
Z ignorancją, głupotą, jebać szarą rzeczywistość
Pierdolę tolerancję i poprawność polityczną
Żywię się nienawiścią więc nigdy nie chodzę głodny
I choć sram na wszystko to nigdy nie zrobię dupy z mordy
W głowie gruby pierdolnik, rzadko tu trzeźwo myślę
Jebane promile, ciągle mylę realność i fikcję
Mam siłę i odporność na ciosy jak w jujitsu
Bo życie jak Lyoto Machida kopie mnie po pysku
Nikt nigdy prosto w oczy nie nazwał mnie pizdą
Rodzisz taki pomysł to sprawię, że go poronisz szybko
Jak Nicole Kidman widzisz nawet próbować nie warto
Plan gotowy, wchodzę Ci do głowy jak DiCaprio
Przekaz podprogowy, zamknij oczy, udawaj że śpisz
Już ich nie otworzysz, rano znajdą Cię w kałuży krwi
[Verse 2]
Masz sześć milionów sposobów by mieć to życie z głowy
I ja każdą zwrotką dokładam Ci tu szesnaście nowych
Życie boli? Nie pomoże Ci żadna tabletka
Jestem wirtuozem w tym pierdolonym graniu na nerwach
I to pierdolony pewniak, że w tym pierdolonym świecie
Prędzej pierdolniesz na glebę, niż uda Ci się wzlecieć
Tutaj nikt nie lata, chociaż wielu skacze z okien
Mają skąd spadać no bo wymagania są wysokie
Liczysz na poprawę, prawda może się okazać szokiem
Bo prędzej Stevie Wonder zabije kogoś wzrokiem
Niż jednym skokiem wybijesz się ponad przeciętność
Ja pewnym krokiem idę i dalej mi wszystko jedno
Kiedyś czułem się świetnie, lecz tylko przez krótką chwilę
Bo pierdolony lekarz szybko odciął pępowinę
Teraz mam ciężką rozkminę, by na życie znaleźć patent
Na szyi z pętlą, nie krawatem, jestem własnym katem