[Zwrotka 1]
Ty chciałabyś żyć, a nie zwlekać
W twoich żyłach rwąca rzeka i
Iść gdzieś dziś, wyjść, pojechać
Czuć, że masz faceta, na kimś móc polegać
Dom zbudować, dzieci chować
I nie wpaść w letarg, podróżować
Facet musi umieć majsterkować
I załatwić coś jak trzeba, też pracować
Sama nie wiesz, czego chcesz
Między nami przepaść, znów się czepiasz, że
Lubię wstawać, gdy zapada zmierzch
Czegoś nie chce znów i narzekam…
I skąd ten żal we mnie, i ten smutek – temat rzeka
Trochę też cię boli moja przeszłość trudna
Ciężki i pełny jest ten plecak gówna, czas ucieka
Sekundnik bije jak ten hi-hat w membranach
Masz kilka dekad
Poczujesz to na pewno jak brutalnie spierdala
Więc nie mów mi, że liczy się wiara
A życie jest piękne i chodzi o szczęście
Bo, to jest pieprzony banał!
Wierz mi, są chwile, gdy chciałbym żyć wiecznie
A ty, odrobisz tę lekcję
Kiedyś jeszcze nauczysz się czekać
Teraz oczy masz młode niebieskie
Ciemne tylko cień na powiekach
Lecz jeszcze przyjdzie bezsilność
Szukaj szczęścia, ciepło, zimno
Beztroska i młodość, naiwność
Pieniądze i plany i przyszłość
Powiedz, co gdyby to wszystko znikło
Możesz stać lub się cofać, to wszystko
Nie da się tego załatwić szybko
Po znajomości tak, jak wbitkę na pokaz
Czy wejście na bibkę, lub kupon na piwko
Albo dupę na szybko, a zegar nie cofa
I zostaje wtedy ten, kto naprawdę cię kocha
[Zwrotka 2]
Wulgaryzmy mi się cisną na usta
Rzucam nimi, słowa tną jak maczety
Czcze gadanie jak dyskusja o gustach
Jednym uchem wpada ci, a drugim wyleci
Więc, pytasz jak to mogłem zniweczyć?
Nasze plany – żona, dom, dzieci
Pokazujesz mi jakieś pary w sieci
Ten przykład żyje w nierealnym świecie
I… znowu coś tam złorzeczę
Bo frustracja odbija mną od muru
Ty nie widzisz, że mi wbijasz nóż w plecy
Niby w białych rękawiczkach nie zadajesz bólu
Trzymasz miecz obosieczny
Na pół ze mną, ty złapałaś oburącz
I to musiało nas pokaleczyć
Teraz rany leczyć będziemy długo
My… coś jak cisza przed burza
Wydarzyło się już za dużo
Kiedy myślę o tym na zimno
To czuję tylko pierdoloną bezsilność
I to zostaje pod skórą
Tak jak tusz, gdy ci coś tatuują
Jak trujący bluszcz to powoli kiełkuje w nas
Więc nie lubisz kiedy czasem żartuję z nas
Gdy cię trochę przeżuje czas
Wtedy może nauczysz się czekać
Teraz tusz rozmyty przez płacz po policzkach ci ścieka jak rzeka
Uciekasz i ja nie powiem, że trudno
Ale też nie piję na smutno
Ty włosy na różowo farbujesz
Ale wcześniej je ścinałaś tak, jak Sinéad na krótko