Zbigniew Preisner
Betlejem Polskie
Dolina zwierząt ciemna tak, że giną drzewa
A cisza jest jak okna dalekiego blask
Czai się w niej zagłady ognista ulewa
Księżyc dzwoni za chmurą jak nad grobem kask
Gubi się tu liczenie po omacku rąk
Oddychać ustom trzeba żeby nie umarły
Ta noc jest jak zamknięty szczelnie grochu strąk
Do którego promienie słońca nie dotarły
I śpiewają w ten mroźny kolędowy czas
A rzeka stoi w miejscu groźna, w lód zakuta
I niesie się nad nią biała, wigilijna nuta
Przez doły ciała pełne, w których oddech zgasł
Każe mi me milczenie nie dobywać słowa
Z płuc moich, z gardła mego, z niespokojnych snów
I toczy się tak ziemia jak odcięta głowa
A nad nią słychać szelest żеrujących psów
Nauczeni przyzywać Boga po imieniu
Zapomnieli swеgo, gdy naszła ich śmierć
Wśród śnieżycy dreptają w niepewnym płomieniu
Betlejemskiej gwiazdy, nadzianej na żerdź
I śpiewają w ten mroźny kolędowy czas
A rzeka stoi w miejscu groźna, w lód zakuta
I niesie się nad nią biała, wigilijna nuta
Przez doły ciała pełne, w których oddech zgasł
I śpiewają w ten mroźny kolędowy czas
A rzeka stoi w miejscu groźna, w lód zakuta
I niesie się nad nią biała, wigilijna nuta
Przez doły ciała pełne, w których oddech zgasł
I śpiewają w ten mroźny kolędowy czas
A rzeka stoi w miejscu groźna, w lód zakuta
I niesie się nad nią biała, wigilijna nuta
Przez doły ciała pełne, w których oddech zgasł