Quebonafide
Hip-Hop 2.0 - recenzja
W żywocie każdej wytwórni rapowej w Polsce, nadchodzi taki moment, że osoby zarządzające nią postanawiają sięgnąć po telefon, tylko po to aby obdzwonić wszystkich zaprzyjaźnionych raperów oraz tych zrzeszonych w labelu i zaprosić ich do nagrania albumu, który będzie jej wizytówką. Owa wizytówka może być oczywiście raz lepsza, raz gorsza, jednak jak to wyszło w przypadku naszej świeżynki na rynku mainstreamowym – QueQuality?
Znając temperament głównego sternika – Quebonafide, oraz sprzyjającą datę premiery, oczekiwałem przyjemnego letniego albumu, którego z błogością słuchać będzie się przy sprzyjającej wakacyjnej aurze. Z przykrością muszę stwierdzić, że pod tym względem zawiodłem się na całej linii. Co prawda na płycie nie zabrakło typowych bangierów, które będziecie mogli puścić na zbliżających się domówkach czy imprezach plenerowych. Prym w tej kategorii z pewnością wiodą „Klik klik beng” od Wac Toja oraz „Jeden strzał” od duetu Kaz Bałagane – 2sty. Nie zabrakło również kawałków refleksyjnych. „Nie mogę tego spierdolić” od dwójki EMAS/Kobik czy „All black” od gospodarza albumu nie raz i nie dwa zmusi nas do głębszych przemyśleń
Co jeszcze warto wyróżnić? Ciągle wysoką, a wręcz wznoszącą formę trójki Deys, Emes Milligan i Kartky. Stali słuchacze tego tria, nie powinni być tym zaskoczeni, jednakże Ci, którzy trafią na nich dzięki składance po raz pierwszy, po takich kawałkach jak „Cera” od Deysa czy „Naprawdę” od pozostałej dwójki, z pewnością, sprawdzą ich wcześniejszą dyskografię. Ciekawymi posunięciami są również mocno melodyjne tracki od Igrekzeta i PlanBe. Ten drugi po udanej płycie z Lankiem, wpisuje do swojego CV, kolejną mocną pozycję za sprawą „Na dłoni”
Patrząc na drugą stronę medalu, na pierwszy plan wysuwają się Nieznanyklarenz, Futuryje oraz Filipek. Pierwszy za swój offbeatowy styl, który w zupełności do mnie nie trafia i chyba już nigdy nie trafi. Nic z tym nie zrobię, że nie jestem w stanie ujrzeć w nim tego, co zobaczyli redaktorzy Popkillera nominując go Młodym Wilkiem. Jeżeli chodzi o duet Futuryjów, naprawdę staram się zrozumieć falę newschoolową panującą w Polsce, jednakże jeżeli jest to podane w miarę estetyczny sposób. Mnie osobiście słuchanie tej dwójki męczy, a „Bobo” to jeden z murowanych kandydatów do najgorszego tracku roku w moim prywatnym zestawieniu. Skąd w tym zestawieniu Filipek? Ci którzy mnie znają, wiedzą, że jestem zwolennikiem jego twórczości, jednakże w tym wypadku sprawa jest bardziej złożona. Co prawda, raper ten rzeczywiście rozwija się pod względem technicznym i z każdym kolejnym trackiem zalicza zauważalny progres, jednakże niestety pozostaje przy tym cholernie schematyczny. Słysząc kolejne tracki, można poczuć się tak, jakbyśmy treściowo, słuchali w kółko jednej pozycji
Czego brakuje na tej składance? Tak jak już wspominałem, jeden letni track – „Wesoła Ekipa” to zdecydowanie za mało, uwzględniając datę premiery. Dziwi również brak Żabsona oraz znikomy udział Guziora(który notabene jest czołową postacią QQ) w tworzeniu składanki. Jednakże, jeżeli ktoś ma wolne trzydzieści pięć ziko, zdecydowanie polecam mu zakup tego albumu, gdyż zrzesza on artystów, których naprawdę warto wspierać