[Zwrotka 1: Łysol]
Nie jestem tym, kim chciałbyś, abym był, i nie będę
Zwrot w tył, k-komu nie pasi na moją komendę
Pseudo MC zmiotę w pył, potem gębę spalę sortem
Spełnię wspaniałe sny i dopiero zamknę mordę
(Czy) Pamiętasz tamte czasy, gdy jeszcze jako kilkulatek?
Prawie każdy dzieciak z klasy chciał być gliną lub strażakiem
Ja nie miałem takiej akcji, inaczej było ze mną
Zamiast ganiać za złodziejem, chciałem być Kazikiem Deyną
Teraz wlej to w kielon i zobacz, kim jestem
Choć nie biegam po boisku, strzelam gola każdym wersem
Śpiewam 100 lat mojej ekipie na najlepszych w Polsce bitach
Z nimi przeżyte chwile to najlepsza szkoła życia
Ono bywa okrutne, a świat tym bardziej
Jak dam z siebie zero, rzuci hienom na pożarcie
Jak dam z siebie 100%, na bank osiągnę sukces
Zresztą sam to oceń, a kolejne płyty wkrótce
[Zwrotka 2: Pękacz]
Każdy chce chce być kimś, nikt nie chce być nikim
Nie mów mi, że nigdy nie chciałeś być kimś na szczycie ligi
Ja za dzieciaka chciałem być trochę jak Michael
Dzisiaj dzieciaki latają z prochem, nie chcą być Smolarkiem
Żyję w czasach szybkich przemian, ale od zera na szczyt
W tydzień idziesz nadal tylko w San Andreas
Masz taktykę, żeby błyszczeć, albo atak z cienia
Jazdę, żeby być magistrem, albo nic do stracenia
Pomyśl, po której stronie, rozkmiń, co umiesz robić
Nie patrz nigdy na innych, myśl, co procentuje tobie
Milion opcji dla wszystkich z sześciu miliardów
Masz marzenia – realizuj, nie buduj zamków na piasku
Przychodzi bez trudu może jednemu na stu
Nie oczekuj cudu bez czynów, o własne życie grasz tu
Masz w jedną stronę bilet, czas, dłonie, wysiłek
Chcę osiągnąć cele i pozostać tym, kim byłem
[Zwrotka 3: Siwers]
Chcę łapać szanse tak jak piłki Boruc
Chcę zobaczyć świat, nasz dziki globus
Chcę szybki powóz, V8 nie autobus
Wiedziałem, czego chcę jako małolacik ziomuś
Teraz stopa to cel, a werbel to trafienie
Konto kilka zer, dom, własny interes
Fula martwi życie, ty jesteś za sterem
Jak jesteś leserem, całe życie będziesz zerem
Od dawcy nerek po skrzypka w akademii
Każdy chce być kimś, chce marzenia spełnić
Chociaż pusto w kielni, goni termin
Ej, i nieważne jak jest, to jesteśmy siebie pewni
I choć nie zawsze trzeźwy, to wiem, po co idę
Jestem nieśmiertelny przez te setki nagrywek
Tak, tak, to ja, Siwers, porażkom na pohybel
Póki mam ster w rękach, wiem, że wszystko możliwe
[Zwrotka 4: Ero]
Każdy chce chce być kimś, nikt nie chce być nikim
BC, Wwarstwa – dream team graczy pierwszej ligi
Żadne bling-bling, to ja niosę światło nie pieniądz
Kiedy puszczam rap w miasto z Efektem jak Fenomen
I nie zmienią mnie żadne nowe czerstwe trendy
Showbiznes jest dziwką, więc nie dbam o jej względy
Wolę mięso niż otręby, hip-hop, a nie tańcówki
Wyrywam języki z gęby, zawiązuję jak sznurówki
Ktoś czeka na te wersy, ja ich sprawca, dostawca
Szmugluję w płytach przekaz tak od miasta do miasta
Ej, mam taką jazdę, wciąż idę tropem marzeń
I choć rap nie jest religią, to nazwę się misjonarzem
Kiedyś chciałem być piłkarzem (Odechciało mi się biegać)
Wciąż wpadałem na boisko, ale żeby się najebać
Dziś mam inne potrzeby, ale zajawki te same
Wiem, że coś po mnie zostanie, i to nie tylko testament