Bezczel
Bollywood
[Zwrotka 1: Poszwixxx]
Tam Diuk tu Baron dopala kolejne cygaro
Plastikowa dziwka pucuje czarny mat Camaro
Na ziemi chaos wśród polemik
Jak nie dać zjeść się szakalom
Klapki na oczach, są szaraków przywarą
Nie ważne czy wciągasz kawior czy z cukrem makaron
Nie dogodzisz jak lewusy babom skacze gul pedałom
Niewolnicy piramid, obserwuje was faraon
Żadko kiedy nie widać gwiazd nad Saharą
Sługusy lewaków, którzy plują na dekalog
Jeden chuj, czy miastowym żargonem czy ludową gwarą
Ich paraliżuje, jak strzały z trującą kularą
Skażonej krwi nie przepompują wasze systemy aort
W TV znów pompują balon słów parą, między prawdą a wiarą
Zdrowy umysł jednym podpowiada drugim tarot
Życie samsarą się toczy nieśmiertelni jak Figaro
Spójrz mi pało prosto w oczy

[Scratche]

[Zwrotka 2: Bezczel]
Zniewieścialcy ciągle patrzą mi na ręce, ja tylko gardzę tym
Rozum nie pozwala mi na więcej
I chociaż ten rap nie puka do ich mentalnych wrót
To my zagramy hymn zwycięstwa, tu zdobędziemy Triumfalny Łuk
Każdy wers mój tu, to ich feralny wróg
A ich postępowanie zaniża moralny próg
Dręczyciele się wie, twardziele do jatki
Ale śmieje się ten kto się śmieje ostatni
Życie karmą jest (karmą jest) i wraca do nas
I tak jak życie nie boli nic jak [?]
Czy opłaca się to nam dla was to dobry powód
Tu na każdego jednego nowego fana przypada dwóch nowych wrogów
Ciągle życiowy bagno ciągnie za nogi na dno
Tych mentalnie ubogich do podłogi już dawno
Sprowadziło bez pytania o zdanie
Było jak było, jest jak jest a co się stało się nie odstanie
[Scratche]

[Zwrotka 3: Ede]
Swiat to chemia, ludzkość pochłania pandemia
Zamknięty w sześcianach dławi hipotermia
Jak HIV w arteriach krąży po ulicach
Los to choroba,a na pozór Dolce Vita
Żyć non-profit, być wciąż okim
Nić pęka, gdy piętno plagi oplata bloki
Ktoś ponad kimś, ktoś pod nim, ponad nim
Ktoś podli, ktoś nagli, zwycięscy upadli
Pierwsi- Ostatni, ci lepsi, i słabsi
Silniejszy-ma pięści, mądrzejszy ich(tych?) w garści
Wartości upadły, spalony w proch popiół
Królowie chcą wojen, poddani mieć spokój
Krok po roku, ciało przegrywa walkę
Powoli obumiera, wirus trawi zdrową tkankę
Żywot piórem Dante, pisze poemat
Cały w płomieniach, powoli umiera

[Zwrotka 4: Kala]
Przedzieramy się przez tłumy ,hieny, sępy w miejscu
W którym nie ma sentymentów
Na nie swoje starania szukać znaków na niebie
Jesteś zdany na siebie
Przedzieramy się tłumy, hieny, sępy w miejscu
Pycha wisi w powietrzu
I nie próbuj z nadzieją pytać kogoś o drogę
Tutaj każdy jest wrogiem