[Zwrotka 1: J.Kossak]
Primus Inter Pares
Skrystalizuję wszystkie w nocy, wersy zapisane
Ateista, który wciąż siebie szlifuje wiarę
I chodź pracy tryb - na pełnej to ciągle zwiększam działanie
Bo to ja, Kossak Jan i dopiero dziś się zacznę
Pluję czarną kawą, odczuwając presję
Całe cztery, lata tyram z nadzieją na więcej
Studia, praca, miłość, dźwięki, to mnie cieszy - pewnie
Ale oprócz tego, chcę sukcesu, który szczęście mi da
Który da energię co rano
I udowodnię tym typom, że sztuka trwa
A ja ją wtłoczę w całe miasto
Wtłoczę ją, zniosę to, że nieznane mi jest miejsce
Tego, gdy w końcu rozbiję bank, bo chcę móc więcej
I robię to, robię to, robię to, czując namiętnie
Że już niebawem pięknym będzie spływać co codzienne
[Zwrotka 2: Kanda]
Do spełnienia wiele marzeń, teraz ciągle w bani pustka
Jak Cię na wszystko stać, to idź się pieniędzmi udław
Kieruj się przeznaczeniem, no bo życia nie oszukasz
Nie spoglądaj w tył
Do przodu trzeba ruszać, chciałbym się rzucić w tłumy
Mieć milion ludzi pod sceną, ja zrobiłem swój ruch
Samemu czekam na przełom, nie wiem co tak mnie wzięło
Powiem, wszystkim frajerom - Kanda to byk, to jest kot
Kanda to dzieło, mały chłopak, małe miasto
Czyli Legionowo, szeroko otwarty balkon
Głośna muzyka zapalone światło, znowu sąsiedzi się skarżą
To nie moja wina, że ludzie i życie i drogi dla mnie inspiracją
A przez wenę i lęki nie mogę zasnąć, ludzie myślą, że z ekipą towar rzucamy na miasto
O późnych godzinach nie wychodzę z domu, bo tam latarnie szybko gasną
Więc cała opinia dilera, na mój temat, musisz wiedzieć, że to kłamstwo
Dopiero 16 lat, a cały wizerunek zdążył upaść na dno
Ja nie opadnę na dno, choć za tamte coś, głowę mi rozbili o szkło
Nie wiedziałem gdzie, kto i skąd, już wyrzuciłem całą złość
Dość, koniec tego pierdolenia, zawijam na chatę, jak chcesz to poczekaj
Ja nigdy nie czekam, bo robię progres, ziom
[Zwrotka 3: Kuba 23]
Już prawie tu jestem, wbijam na house po skręcie
Wiem, że miałem nie myśleć już, co zaraz będzie
Miałem się wyrzec, a dalej to męczę
Pierdolisz, że biegniesz na setkę, ja luźno se lecę po setce
Mam dobrego tripa na muzę i nie będę czekał na resztę
Po co mam mówić, że olewali, po co mam mówić, że All-in gramy
Dawaj mi szczęścia na kilogramy, w kurwę złożony jak origami
Nie przyjąłem nigdy nic więcej, a jadę tu po jakimś MC
Jeśli mam komuś dziękować, to pozdro dla moich ziomali, ej
Miały być strzały i gdzie-e, chyba nie możesz mnie trafić, nie-e
Dużo widziałem, jak skały, nie wiem, Czy moje demony mnie zostawią w niebie
Ja stałem z gitarą i pisałem muzę, jak jeszcze robiłeś pod siebie
I nie mam zamiaru stąd robić wycofki, chodź za często tracę nadzieję
[Zwrotka 4: Laudi]
Mój tata bił mamę, nie pytaj mnie kurwa gdzie trzymam agresję
Dlatego, gdy krzyczę, to przez to, że ten cały syf siedzi we mnie
Widziałem mury i łzy, więcej tak nigdy nie będzie
Po to dzieliliśmy wszystko na pół żeby nie bili i śmiali się więcej
Jak chcesz to pokażę Ci prawdziwy hip-hop
A wszystko to robię, no bo moja mama mówiła mi żebym dawał z siebie wszystko
Bo ten, kto nie lata nigdy nie upada, a dzisiaj mam spodnie i kurtkę
I mamo to kupiłem sam, a więc już więcej nie myślę o jutrze
Już więcej nie myślę o tych co byli, bo dla mnie to trudne
Dzwonię, ziomal już dawno nie lata z paczką
Jeszcze chwila, jeszcze chwila i Polardo
Wygraliśmy grę, nie wiem, czy staniemy gdzieś
Niech gwiazdy spłoną, a miasto zaleje deszcz
Rodzina się boi, bo nawet nie zdałem matury, modlą żebym się nie zgubił
Wokoło mnie trupy, moje oczy są naćpane miłością, a tego nie kupisz
A tego nie kupisz, a tego nie kupisz
Tak jak tych wersów no i moich ludzi
Jak chcesz oceniać wkład mojego trudu, moje łzy są tak samo słone jak twoje
Na nogach nosimy to samo gówno, a jak się wywyższasz to Ci nie pomogę
To tyle dla ćpunów, ty jak chcesz być kimś, to mamy zasadę - strzelaj, albo giń
Mamy zasadę - umrzyj, albo żyj - jestem 2.0 i mów mi OG
Lecę w górę, chyba będę leciał nadal
A może spadnę jak Alijah, albo Kobe Bryant
Weź się nie martw nasze życie jeszcze będzie piękne
Wyśniłem sobie już wszystko lecz nie SB
[Zwrotka 5. Sobe]
Dałem parę featów jak Louis Vui', wjebałem ich dziś tym rzygam jak bulimik
Przez bliskich odczuwam ból i choć dziewczynę całą i zdrową mam, to kurwa dobrze pamiętam jak dupę tu truli mi
Dziś jadę na stopach jak Flinston, już nie czuję skruchy bo to czyścioch
Nie pociągniesz dłużej niż godzinę, kiedy dam z siebie tu stówę dziwko
Czasem czuje się jak zombie, bo chciałbym pozjadać wszystkie rozumy
Słyszałem byku, jak kłamiesz w numerach i jak nie jest łyso ci, kurwa masz tupet
Chciałbym i przekazać duszę, nie tylko odbębnić swoje jak Whiplash
Nic się nie zmienia w tej kwestii od czasów, gdy z ziomalami se siedziałem za winklem
Moje pobudki znowu nie dają zasnąć mi
Zawsze chciałem być w słuchawkach tak, jak Trinity
Gdzie jest sens ej, potrzebny mi sensei
W mieście, w którym plują kwasem wciąż te rozpuszczone dzieciaki
[Zwrotka 6. Szymon_C]
Na mieście mówią, że już odjebało mi od fame-u
A gwiazda ze mnie taka, że nikt nie widzi mnie nawet po ciemku
Mieszkam na takim zadupiu, że nawet jak dodaje posta, to nie ma zasięgu
Kłóciłbym się z tymi debilami, ale szkoda mi czasu i nerwów
Nienawidzę mojej ex, za to, że beze mnie bawi się świetnie
Nienawidzę wszystkich ludzi za to, że beze mnie bawią się świetnie
I jakoś tak przez 5 minut ich wszystkich nie cierpię, nie
Ale jak sam się bawię to mam w chuju ich, jak oni mnie
Zawsze kiedy próbuje się związać z kimś to mam z tym przypał
A nie chce mi się już pić i nie chce mi się już ruchać tych typiar
Co patrzą na mnie jak na obiekt pożądania
Ale jara je tylko to, że w klubach i barach świruje pawiana
Ludzie nie lubią, jak im w kawałkach mówią prawdę
Bo prawda to kość, co staje tym chujom w gardle
Szymon_C to gość, co przyszedł coś powiedzieć
Wrzuć te wersy na słuchawki i niech trafią prosto w ciebie, ej