[Zwrotka 1: Dudek P56]
Ile lat już zleciało, co tu wyszło na plus
Niektórym serca stał się skałą, niektórym w serca ktoś wjebał mózg
Głos mówi idź, szczęście jest tuż, ja idę za nim, za głosem serca
Mą codziennością jest muzyka, co dzień głowę ci przewierca
Ja się utwierdzam w przekonaniu, a ty jak to dziś widzisz?
Ja widzę bunt, twardy grunt i pieprzone grube nici
Liczę na trud dobrych ludzi, których nikt dziś nie widzi
Pęka jebana mordęga, człowiek człowieka się wstydzi
Pewnie codziennie to puszczasz, ten rap codzienność na zawsze
Bo to te polskie podwórka, realia na jednej klatce
Problemy, łzy i na ławkę ty z ziomeczkami i relaks
A jeszczе wczoraj się czułeś tak jak przybity materac
Codzienność nas tu pożеra jak Dudek babkę haszował
Jak to powiedział raz talon odlecisz wszystko za tobą
Odlecisz wszystko za tobą
Codzienność, już wiesz, że żyjesz, czy jesteś sobą
[Refren: Dudek P56]
Codzienność, przebijam szare tło
Pójdźmy razem przez to życie, chyba jakoś tak to szło
Gdzie na co dzień leży złoto, na ulicach obok syf
Tu gdzie mogą cię pomówić, anonima dać na psy
[Zwrotka 2: TPS]
Codzienność, zerkam zza rolety
Czy nie stoją, nie czekają z wolnością problemy
Leczę monotonie jointem często dosłownie
Coś mi mówi, że wygramy, lecz wciąż toczę wojnę
Zdrowie nie to samo, bez światła przeminęło
Pieniądz wyczuję, da się zabrać, już nie jego
Nakarmić i ubrać, zapewnić dobrą przyszłość
Zapity coś napisać, w studiu nagrań dobrze wyszło
Dwa i pół na wolności, w półtora uzbierałem
Rok przetańczony po wyjściu aż kabaret
Spięte już w całość, tylko działać i ulepszać
Albo w domu z dzieciakiem, albo w studiu, lub nie ma
Tuszę, że w bębnach autentycznie z podziemia
Jak bierzesz coś do serca to odwrotu nie ma
Wizerunek przestępczy okazany przez ofiary
W chuju mam skruchę, przebijamy skały
[Refren: Dudek P56]
Codzienność, przebijam szare tło
Pójdźmy razem przez to życie, chyba jakoś tak to szło
Gdzie na co dzień leży złoto, na ulicach obok syf
Tu gdzie mogą cię pomówić, anonima dać na psy
[Zwrotka 3: Kafar Dix37]
Ja to wciąż osiedli głos, nie jestem produktem
W chuju mam wasz sos i przerysowany sukces
Przysięgi przy wódcę, słowo po koce
Przepite dni, tygodnie i noce
Ustawki, wystawki, rozkminki, zawijki
Czy luz na bani, czy ciągle ty tkwisz w tym
Dzieciaki rosną jak nasze potrzeby
I zrobisz tu wszystko, by nie znały biedy
Kraj jak smutny jak pizda i piękny jak ona
W obdrapanych salach, pięknych salonach
Jest popyt, jest podaż, jest syn i jest ona
To skąd znowu zamieć jest w naszych głowach
Nowy rok, nowy ja i tak lecą, lecą lata
Jedyne, co się zmienia, to chyba tylko data
Jest mama, jest tata i wsparcie ziomali
Co od zawsze są ze mną, czy w dół, czy na fali