Piotr Zwierzyński
Nigdy nie mów stop - recenzja
Szczecińska scena od początku mojej przygody z rapem, kojarzyła mi się z dość wąskim gronem artystów - duetem Łona/Webber, reprezentantami Stoprocent (Bonson, Sobota, Wini) oraz chłopakami z Projektu Nasłuch. Gdy na początku roku w moje ręce trafił nielegal współzałożyciela $H Records – Enoiksa, zastanawiałem się: czy również jemu w niedalekiej przyszłości będę mógł przylepić łatkę wizytówki tamtego rejonu. Po kilku odsłuchach muszę stwierdzić, że jeżeli w ogóle kiedykolwiek taki moment nastąpi, to czeka go naprawdę długa droga

Jak czytamy w krótkiej notce znajdującej się na fizycznym wydaniu albumu „Nigdy nie mów stop” jest traktowane jako zakończenie pewnego etapu w życiu artysty. Etapu, który biorąc pod uwagę wiek w jakim znajduje się artysta, został przeciągnięty do granic wytrzymałości. Numer „Twarzą w twarz” który ostatecznie znalazł się na albumie już od czterech lat wisi na YouTubie, co świadczy tylko o tym, że płyta ta jest niestety zlepkiem przypadkowych utworów, a nie ściśle przemyślanym projektem. Przysłuchując się poszczególnym utworom, nawet laik jest w stanie zauważyć, że były one tworzone w sporym odstępie czasu przez rapera, który wciąż szuka unikalnego stylu. Czasami to wychodzi lepiej, jak w przyzwoitym „Świcie” otwierającym album, a czasami jest to kompletna klapa i nieporozumienie jak chociażby „YMCA” czy nacechowana mocnym wątkiem prawilności „Kukła”. W zdecydowanie większości płyta kłóci się z filozofią Mielzky’ego - „rap nie śpiewanie”, co wbrew pozorom jest jej atutem, gdyż wyżej cenię sobie umiejętności wokalne Enoiksa niż te stricte rapowe

Gdy rzucimy okiem na listę gości możemy doznać niemałego szoku, gdyż wśród takich ksyw jak Fenix, Greed czy Ostes, przewijają się te, które dotychczas kojarzyły mi się z karierą producencką. I o ile obecność L Pro w tym zestawieniu, który odpowiedzialny jest na tej płycie za absolutnie wszystko, od realizację, produkcję, mix/master po sam rap, to gościnki Radonisa wzbudziły u mnie niemałe zszokowanie. Ostatnim producentem, który zaskoczył mnie pozytywnie swoją nawijką był Nerwus i nie będzie niczym nadzwyczajnym jeżeli powiem, że nic w tej kwestii się nie zmieniło

Słowem zakończenia – sprawdzając „Nigdy nie mów stop” nie stawiałem przed Enoiksem poprzeczki oczekiwań, której nie byłby w stanie przeskoczyć. Z przykrością jednak stwierdzam, że na tą chwilę nawet ten pułap okazuje się dla niego Mount Everestem. Czekam jednak z nadzieją na kolejny, tym razem w pełni przemyślany i odpowiedzialny projekt. Wtedy dopiero nastąpi czas całkowitej weryfikacji