[Intro]
Łzy w oczach, podnieś głowę, znajdziesz to wśród gwiazd
Tu na Ziemi wszystko kona, tylko syf w nieskończoność trwa
[Zwrotka 1]
Nasza matka to Medea, chwasty rosną w jej ogrodzie
Ludzkie losy tu jak płody, ciekną jej po brodzie
Chciałaś żebym zdechł i zniknął, nie podniósł więcej powiek
Potrącony przez pędzące życie, porzucony w rowie
Wiedziałem, że mnie zostawisz, że dasz mi zginąć
Umysł widzi wcześniej to, czego oczy jeszcze nie widzą
Listopadowy odcień, zapach jesiennej zgnilizny
Mój cały świat, pełen najgorszych decyzji
Obudziłem się pod mostem życia, tu w chuj pomyłek
W moim domu najlepsze obrazy powieszone tyłem
Nie wierzyłem w jutro i to, że będzie lepsze
W kokonie z waty szklanej ciężko się wzbić w powietrze
Za dużo rozczarowań, porażek, bólu
Nogi nie chcą iść, ciężko niosą tułów
Żadnej podpowiedzi nie wyświetlił prompter, widzę pustkę
Nie usłyszę jego szeptu, we krwi leży sufler
[Refren]
Śladami krwi, śladami krwi, tropem agonii
Kiedy jeden drink trwa już trzy dni, echo symfonii
Zostawiony sam na pastwę nałogu przetrwałem, jestem
Patrzę wrogom w oczy i mówię otwartym tekstem
Śladami krwi, śladami krwi, tropem agonii
Kiedy jeden drink trwa już trzy dni, echo symfonii
Zostawiony sam na pastwę nałogu przetrwałem, jestem
Patrzę wrogom w oczy i mówię otwartym tekstem
[Zwrotka 2]
Historia mego życia mroczna jak grzech
Tu zwierzę na ubojni kona, rzeźnik spuszcza krew
Prosta treść, tak mamy, nic między wierszami
Szatan pracował nade mną obcęgami
List pisany krwią i bólem, nie farmazon na papierze
W potrzask złapane żywcem, zranione ludzkie zwierzę
Przywiązany do tych chwil, ale dobrych wspomnień nie mam
Przywiązany w ciemnym lesie sznurem, jak pies do drzewa
Stałem na skraju dołu, patrzyłem do wnętrza grobu
I próbowałem iść przez życie tyłem do przodu
Atrofia i rozpad, jak ciało anorektyczki
Rozszarpane na drobne, na pierwiastki moje myśli
Wszystko prostsze jest bez uczuć, niezwiązane ręce
Żałowałem, że wyrosło mi pieprzone serce
Wielu niby było blisko, w chorobie się wyniosło
Jebać wszystkich tych, których to przerosło
[Refren]
Śladami krwi, śladami krwi, tropem agonii
Kiedy jeden drink trwa już trzy dni, echo symfonii
Zostawiony sam na pastwę nałogu przetrwałem, jestem
Patrzę wrogom w oczy i mówię otwartym tekstem
Śladami krwi, śladami krwi, tropem agonii
Kiedy jeden drink trwa już trzy dni, echo symfonii
Zostawiony sam na pastwę nałogu przetrwałem, jestem
Patrzę wrogom w oczy i mówię otwartym tekstem
[Zwrotka 3]
Daj mi żyć normalnie, chociaż przez chwilę – mówiłem
Przed dorosłe życie idziesz za mną jak cień
Wylałbym na siebie jeszcze dziś benzynę
Podpalił, ale zabierasz mi z oddechem cały tlen
Czy Bóg tak chciał? Nie słyszał mnie? Halo
Prawda jest gorzka, po prostu mu się nie chciało
Czułem się na świecie zbędny, żyłem za karę
Aniele stróżu mój, ty chyba też zachlałeś
Nie chciałem już tu być, pokłady autoagresji
Uwierz, robiłem wszystko, by się unicestwić
Jak dobrą monetę trzymałem kruche życie w rękach
Po chwili gotowy zrzucić ją z 8 piętra
Też nie możesz znaleźć miejsca, świat cię przeżuł?
Szamę szturchasz sztućcami i przeganiasz po talerzu
Coś, co pcha cię w nieznane, jest wewnętrzną siłą
Niektórzy umierają, inni dzięki temu żyją
[Refren]
Śladami krwi, śladami krwi, tropem agonii
Kiedy jeden drink trwa już trzy dni, echo symfonii
Zostawiony sam na pastwę nałogu przetrwałem, jestem
Patrzę wrogom w oczy i mówię otwartym tekstem
Śladami krwi, śladami krwi, tropem agonii
Kiedy jeden drink trwa już trzy dni, echo symfonii
Zostawiony sam na pastwę nałogu przetrwałem, jestem
Patrzę wrogom w oczy i mówię otwartym tekstem