[Intro]
Utwór ten dedykuję Tomkowi Chadzie
Za stare czasy, gdziekolwiek dzisiaj jesteś
[Zwrotka 1]
Szept aniołów z kościelnych frontonów
Wskazał mi drogę do domu
Pamiętam deszcz, błoto, spojrzenie wbite w ziemię
Buty w popiele niosło przeznaczenie
Zawieszony od tak dawna w mentalnej próżni
Z ludźmi nic nie łączy, wszystko różni
Metabolizm ulic, krew przykryła biały śnieg
Wiem… Byłem dobry w tym co złe…
Zobaczyłem to za późno, na wpół zamkniętym okiem
Jak zerwało się z orbity, zniknęło w kosmosie
Ciała obce, w duszy, sercu drzazgi noszę
Moje życie, suma wersów, czerwony notes
Obydwie dłonie w zapomnienia jeziorze
Widzę świat, którego ty zobaczyć nie możesz
Zimny łokieć, za plecami znika przeszłość
Wieczna jest tylko wieczność
[Refren]
Urna zimnych prochów – w niej spoczywa wszystko
Całego życia jasnowidztwo, czarnowidztwo
Rozrzucone na wiatr, przykryją Piekło, Niebo
Przyszłości nie zna nikt, czy wyrośnie z tego drzewo?
Urna zimnych prochów – w niej spoczywa wszystko
Całego życia jasnowidztwo, czarnowidztwo
Rozrzucone na wiatr, przykryją Piekło, Niebo
Przyszłości nie zna nikt, czy wyrośnie z tego drzewo?
[Zwrotka 2]
W niej upadłe przyjaźnie, nieświeże nadzieje
Posmak starych czasów spaczył podniebienie
Niejedno wspomnienie – nieprzespanych nocy
Brud codzienności, z którego tyle się rodzi…
Tam leży ta świadomość, skalam duszę swoją
Nie będę już nigdy szczęśliwy, zapłacę słono
Matowy blask tamtego życia
Butelka Glenfiddicha w niepamięć wszystko spycha
I kilka tych historii, które były z serca dobre
Gdy błękit potrafiłem malować za oknem
Pamiętam, kiedy doszło do mnie - będzie kręta droga
A rzeczywistość to nie medal o dwóch tylko stronach
W tym popielniku czasu, pełnym gorzkich strat
Cień uciętych łap, które chciały tylko brać
Wszystkie szanse, które dostałem od losu
Stamtąd słyszę głośny chór znienawidzonych głosów
[Refren]
Urna zimnych prochów – w niej spoczywa wszystko
Całego życia jasnowidztwo, czarnowidztwo
Rozrzucone na wiatr, przykryją Piekło, Niebo
Przyszłości nie zna nikt, czy wyrośnie z tego drzewo?
Urna zimnych prochów – w niej spoczywa wszystko
Całego życia jasnowidztwo, czarnowidztwo
Rozrzucone na wiatr, przykryją Piekło, Niebo
Przyszłości nie zna nikt, czy wyrośnie z tego drzewo?
[Zwrotka 3]
Tam strach i odwaga, tam czerń i biel
Niejedna, przeklęta przeze mnie więź
Potok wyschniętych łez i drzwi zamknięte
Tam, bo nie trwa wiecznie, leży zdeptane szczęście
Uściski serdeczne i pożegnania
Przeprosiny, prośby, rozczarowania
Tam pochowana prawda – uciekły gdzieś te lata
I nie odzyskasz ich za hajs całego świata
W pamięci barwy blakną, woń wietrzeje
I nic już nie jest takie samo, przeszłości nie zmienię
Poszło z dymem, to co było na papierze
Tyle pięknych chwil złożonych w ofierze
Brnę przez popiół, przeszłości szron
Osad, patyna, czasu chrom
Zakrywam blizny od ciężkich poparzeń
Zmywam z siebie sadzę przykrych porażek
[Refren]
Urna zimnych prochów – w niej spoczywa wszystko
Całego życia jasnowidztwo, czarnowidztwo
Rozrzucone na wiatr, przykryją Piekło, Niebo
Przyszłości nie zna nikt, czy wyrośnie z tego drzewo?
Urna zimnych prochów – w niej spoczywa wszystko
Całego życia jasnowidztwo, czarnowidztwo
Rozrzucone na wiatr, przykryją Piekło, Niebo
Przyszłości nie zna nikt, czy wyrośnie z tego drzewo?