O.S.T.R.
Ot tak po prostu
[Zwrotka 1]
Zbyt wiele się działo, gdy patrzę na całość
Młodszy nie będę, natury prawo
Problemy na głowie podcinają gałąź
Ironia losu, Las Vegas parano
Nie przewidzi tarot, kto będzie ofiarą
Jakbym miał sprostać tym wymaganiom
Musiałbym tworzyć cuda jak anioł
Utrata łączności półkuli z centralą
Dzisiaj mam dosyć
Ja i załoga działamy jak trotyl
Nie trzeba floty, noc jak narkotyk
Wystarczy spojrzeć na przekrwione oczy
Może jezioro, jezioro czy morze
Willa z basenem czy namiot i tropik
Zawsze full-color w imprezy ferworze
Tak leczy ciśnienie wschód Europy
Czyste niebo, sam zobacz
Święcona woda czy whisky i cola
Chodzę jak zombi, choć czujny jak sonar
Haem szaleje już na gramofonach
Schłodzona korona, witamy w stronach
O bogatych plonach
Dziewczyny w bikini, łyk adrenaliny, jak widzisz, w tej chwili to nie tylko slogan
Setka, połowa czy litr
Widać już po nas ten miks
Unoszę się ponad jak Freeze
W imprezy szponach znów latam
Do koła jak mig
Urwany film, znamy ten klip
Zbyt wiele mam samokontroli, by leżeć i gnić
Życie zbyt krótkie, by przegapić chwilę
Towarzyskiego grand prix
[Refren]
Czasem odcinam się, by szaleć do cna
Nisząc wewnętrzny niepokój, wpadam w ten beztroski stan
Żeby nie myśleć o ciężkiej wadze poszczególnych spraw
Wtedy motywuje mnie tych kilka jakże słusznych zdań
Nic brat nie żałuj
Nie ma już czasu, by
Znów iść pomału
Żyjesz dla paru chwil
Nie trzeba planu
Możesz stąd uciec dziś
Dość już koszmarów
W żylach zepsutej krwi

[Zwrotka 2]
Pod stopami asfalt, nad głową niebo w kolorze pacyfik
Daleko od miasta imprezy rodeo, tu nikt nie pomoże się Tobie wyciszyć
Uciechy winnicy, co sobie życzysz
Słodko, wytrawnie, czerwone czy białe, a
Może dokładniej wolisz też inną odmianę goryczy
To nie koka Panama, raczej karnawał na Copacabana
Ekipa ta sama, na strychu bałagan, za dużo
By mówić te słowa jak zdrada
Dolać czy zalać, latamy ponad wysokość korków szampana
W gronie przyjaciół siejemy terror, inaczej mówiąc: nasz na nudę zamach
Kilku myślało o cudzie, gdy zamiast po wodzie chodzili po wódzie
Przy takiej pogodzie niejeden gatunek uwalnia w nas ogień i puszcza hamulec
I ja jestem Bogiem i Ty jesteś Bogiem, choć
Ważne, że w gronie tym samym na codzień
Bez spiny i adrenaliny, zawiści, awantur
Rozkminy na koniec
Rudy konfident niech dzwoni na psy, to my, blok ekipa
Nie wbije tu żaden nam nieznany pysk, kochamy żyć, ziom, nie wnikaj
Co, jak i kiedy, czy po co bawimy się nocą
Z kielonem w ręku, toast za bliskich, zamieńmy dzisiaj księżyc na złoto
[Refren]
Czasem odcinam się, by szaleć do cna
Nisząc wewnętrzny niepokój, wpadam w ten beztroski stan
Żeby nie myśleć o ciężkiej wadze poszczególnych spraw
Wtedy motywuje mnie tych kilka jakże słusznych zdań
Nic brat nie żałuj
Nie ma już czasu, by
Znów iść pomału
Żyjesz dla paru chwil
Nie trzeba planu
Możesz stąd uciec dziś
Dość już koszmarów
W żylach zepsutej krwi[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]