[Zwrotka 1: Głowa]
Słyszę wewnętrzny głos: "Powiedz o sobie coś"
Biorę co daje los, taki styl ma ten gość
Czasem mam czegoś dość, ale nic mnie nie złamie
Bóg wie, że nie kłamię, siłę mam, jebać lament
Przechodzi mnie dreszcz, to wszystko przez stres
Od śmiechu do łez i tak odnajdę sens
Gniew mi nie pomoże, to na ból nie jest lek
Choć to moja rodzina, mój dom, moja krew
Pozostaje lęk gdzie kres jest tej drogi
I nie jeden już pękł, poznał strome schody
Idę przejść się w nocy, dziś nie ma pogody
Tylko bit bije w sercu krusząc żalu dotyk
Żyję w pośpiechu, nie liczę tygodni i miechów
W górę emocje puściły, styknęło kilka sekund
To jak nawinął Pih o fali, co kona na brzegu
Odpływ zdjął czarne myśli, ręce wznoszę ku niebu
[Refren]
Wewnętrzny głos wciąż pcha nas tam
Gdzieś poza horyzontu linię, poza życia plan
Idziemy tam, gdzie prowadzi nas czas
Ręce w niebo wznoszę, aby dotknąć gwiazd
[Zwrotka 2: Wężu]
Mam ten jeden moment dziś, aby spełnić swój sen
Idę w stronę przeznaczenia, gdzie noc łączy się z dniem
Może to jest ten dzień, który odmieni wszystko
Wstanę i odejdę stąd z zeszytem i walizką
W to popołudnie, kiedy tłum zapełni całe centrum
Pójdę w całkiem inną stronę, bo nie mogę zostać w miejscu
Z dala od zgiełku, wbrew szaleństwu
Ludzi w amoku, co nie mogą znaleźć sensu
Nastaje świt, zakładam shirt
Odchodzę stąd jakby koniec to był
Co pomyślisz mała, kiedy nie będzie mnie?
Czy będziesz płakała? Czy będzie Ci źle?
Wsiadam, jadę gdzieś, znowu wieje wiatr
Może za tą linią horyzontu znajdę całkiem inny świat
Podbijaj brat, to naprawdę niedaleko
Widzę drogę, która tam prowadzi, gdy patrzę na niebo
[Refren]
Wewnętrzny głos wciąż pcha nas tam
Gdzieś poza horyzontu linię, poza życia plan
Idziemy tam, gdzie prowadzi nas czas
Ręce w niebo wznoszę, aby dotknąć gwiazd
[Zwrotka 3: O.S.T.R.]
Ilu nastawionych na atak w latach, gdy przełom to praca
Czyli certyfikat prawd, kłamstw, moralnego kaca
Nie chcę do tego wracać, waga słów uczy nas
Krok po kroku jak [?] zadawać ból
Każdy nosi swój dług na sumieniu, czyli skrót do problemów
Tak kopiemy sobie grób, zarzekając się że śmierci
Nie padniemy do stóp, choć brakuje nam tchu
A los w plecy wbija nóż, błędy powtarzamy znów
Więc mi nie mów, jak mam żyć, bo nie liczę na palmy
Zamiast pierdolić o tym, co chcę zdobyć się ogarnij
Do nieobliczalnych spraw, mam uniwersalny umysł
To idealny świat dla nieidealnych ludzi
Pasja ludzi w aglomeracjach
Gdzie czas zapierdala po kolejnych stacjach
Życiowe mantra, mam tak jak wielu po przejściach
W swoich 30-stu metrach, w wersach, tworzę wszechświat
Ucieczka świadomości w każde na świecie miejsce
To że mogę o tym pisać, znaczy mogę tam być, wiem
Oddalona od znajomych mi skrzyżowań, wiaduktów
Droga poza horyzont, od słowa do skutku
[Refren]
Wewnętrzny głos wciąż pcha nas tam
Gdzieś poza horyzontu linię, poza życia plan
Idziemy tam, gdzie prowadzi nas czas
Ręce w niebo wznoszę, aby dotknąć gwiazd