[Zwrotka 1]
Czasami budzę się w słoneczne dni
I wietrzę burzę już od pierwszych chwil
Ludzie szykują się na camping, grill
Ja czuję błękit, jakbym dętkę pił
Chmury ciemne nad moją głową
I winieta gdzie nie zerknę nie jest metaforą
W moim wnętrzu kamień zmienia złoto w mosiądz
I potrafi zmienić światło w tunelu w pociąg
Być sobą to nie kwestia prosta
Iść drogą tą to nieraz koszmar
Mrok ścięgna mi tnie przy kostkach
I ciężko się zebrać i dokądś dostać
Nie mam doła tylko czuję lęk
Jakby dzień chciał ćwiartować mnie i rzucić w chlew
A ja patrzę się z niemocą jak szykuje sprzęt
Żartem bym to rozładował, ale słyszę tylko trupi śmiech
Czasem ciężko mi zasnąć
Choć nie męczy mnie sumienie czy gastro
Bardziej jakbym znów był dzieckiem i machnął
Serię z Krugerem zaraz przed dwunastą
Bagno rozkmin to dla mnie dancefloor
Rambo odbił, a podbił Rimbaud
Niepokoje stroją moje tętno
Od czasów szkoły po niepewną wieczność
Ludzie lezą ścieżką DNA
Jak wirusy się powielą lecą leżeć w piach
Ja ze swoją odyseją tak jak Telemach
Pędzę znaleźć swe korzenie i wypędzić strach
Ale czasem wszystko blednie i mi pada na słuch
Zapadłbym pod ziemię się byle nie stawiać na ruch
Zmieniłbym się w otoczenie, dom dla stada much
Byle już nie patrzył na mnie z cienia Babadook
[Refren]
Strach ma wielkie oczy, jeszcze większe kły
Szpony ma jak domy, miażdży w dłoni sny
Słyszysz gdy nadchodzi, jego groźny ryk
I by go przegonić trza mu...
Strach ma wielkie oczy, jeszcze większe kły
Szpony ma jak domy, miażdży w dłoni sny
Słyszysz gdy nadchodzi, jego groźny ryk
I by go przegonić trza mu spojrzeć w pysk
[Zwrotka 2]
Gdzieś w piwnicach domów
Z dala od zadbanych ich salonów
Malowanych miękkim światłem ciepłych barw zachodów
W ciszy rośnie jak stalaktyt zimny władca mroku
Nawet gdy w pokoju fiesta trwa
To uczucie niepokoju znów ci w trzewiach gra
Pogrzebowy marsz, wolę zżera rdza
Tak, że przy otwartym oknie ci oddechu brak
Nagle granat ci rozsadza mózg
Świat to jedna z losowanych kul
I zwolnił ktoś blokadę, a wygrana tu
W smaku jest jak umieranie, całkiem tracisz grunt
Znika punkt oparcia
Twarze wokół jak ze snu, każda pusta, martwa
Wszelkie zdania to ze słów posklejana papka
To tour de derealizacja
W tym jest cały sęk, zmienić w żarty nienażarty lęk
Póki oczy nie zobaczą to nie pojmie łeb
Więc czymkolwiek się tłumaczysz gdy pytają: "Co ci znowu jest?"
Jak to ubrać w słowa? Gdy ktoś nie wie co to druga strona
Wkładasz maskę, żeby twarz zachować
Nie zobaczą jaki strach się za uśmiechem chowa
[Refren]
Strach ma wielkie oczy, jeszcze większe kły
Szpony ma jak domy, miażdży w dłoni sny
Słyszysz gdy nadchodzi, jego groźny ryk
I by go przegonić trza mu...
Strach ma wielkie oczy, jeszcze większe kły
Szpony ma jak domy, miażdży w dłoni sny
Słyszysz gdy nadchodzi, jego groźny ryk
I by go przegonić trza mu spojrzeć w pysk