Chada
Pogodzony z losem. Część 3
"Ostatnie informacje, jakie dotarły do Was ode mnie, pochodziły z Aresztu Śledczego w Bielsko Białej. Sytuacja uległa zmianie – już mnie tam nie ma. Zostałem przetransportowany do innej jednostki, jakieś 100 km dalej.
Mój obecny Zakład Karny nie należy do najpiękniejszych miejsc, w jakich do tej pory miałem okazję bywać. Obraz jaki wyłonił się zaraz po wyjściu z pojazdu, w którym mnie tu dostarczono nie wywołał na mojej twarzy zbyt promiennego uśmiechu – mniej promiennego w sumie również. Z zewnątrz pawilony, w których przebywam wraz z całą resztą tutejszej elity, do złudzenia przypominają budynki jakim mieliście okazję się przyjrzeć podczas wycieczki do obozów koncentracyjnych. Wcale nie żartuję! Czerwona cegła i wszechobecny drut kolczasty to stały i jedyny element tutejszego krajobrazu. Od wewnątrz sytuacja przedstawia jeszcze gorzej, zewsząd czuć unoszącą się w powietrzu komunę. Na pierwszy rzut oka nie nastraja to jakoś specjalnie optymistycznie, ale jak już wcześniej wspominałem, nic nie jest w stanie zdusić mojej pogody ducha i optymizmu. Nie zrobił tego pobyt w innych obskurnych miejscach, w których siedziałem, nie zrobią również widzenia za pleksą i – tym bardziej – nagana z wpisem do akt jaką otrzymałem na dzień dobry za swój karygodny występek polegający na odszukaniu przez służbę więzienną w moich rzeczach oszałamiającej kwoty w wysokości…Uwaga! – 4,60 zł. Słownie : cztery złote i sześćdziesiąt groszy. No dobrze, skoro po napadzie śmiechu zdołaliście się już podnieść z podłogi, lecimy dalej.

Powróćmy na moment do pomieszczenia spełniającego wszelkie standardy schowka na miotły. Mam na myśli moją celę mieszkalną. Śmiało można ją pokonać wykonując cztery kroki wzdłuż i półtorej w poprzek. Dodam, że jest to cela dwuosobowa! Wszystko w niej zalatuje prowizorką i trzyma się na słowo honoru. Zewsząd sypie się tynk wraz z wieloma warstwami farby nałożonej – jak się domyślam – w latach siedemdziesiątych. Parkiet leżący (miejscami sterczący) na podłodze jest w tak opłakanym stanie, że nie odważyłbym się nim palić w piecu. Meble – o ile w ogóle można je nazwać meblami – to tak naprawdę kilka nieudolnie pozbijanych ze sobą desek i płyt wiórowych. Cała reszta wyposażenia to również egzemplarze historyczne, które z powodzeniem można by wystawić w skansenie. Wszystko sprawia wrażenie zaprojektowanego przez autystyczne dzieci. Z całym szacunkiem do chorych dzieciaczków.

Już widzę te wszystkie komentarze sfrustrowanych idiotów w stylu "Jak on w ogóle śmie narzekać, pieprzony kryminalista, powinien tam zgnić!". Prawda jest jednak taka, że wcale nie narzekam. Po prostu staram się zniechęcić początkujących miłośników cudzej własności, by omijali szerokim łukiem tego typu placówki! Jest jednak druga strona medalu.

Wiem, że kryminał z założenia ma na celu sprawić, byśmy srogo pożałowali pewnych decyzji podejmowanych pod wpływem chwili, ale tak naprawdę (pomijając warunki i wyżywienie), więcej tu śmiechu i rozrywki niż ciężkiej, odrażającej i przepełnionej obłędem odsiadki rodem z dokumentów o więzieniach w Wenezueli. Dla mnie to istny obóz treningowy i kopalnia pomysłów na nowe kawałki. Zdziwieni? Zaznaczam, że wspominam o tym z perspektywy swoich własnych przeżyć i doświadczeń, mając na uwadze to, że moi towarzysze niedoli z wieloletnimi wyrokami mogą mieć nieco odmienne zdanie w tej kwestii. To na tyle."