Kali (POL)
Trucizna
[Zwrotka 1]
Czuję się, jakbym spadał, rozpaczliwie łapiąc myśli
One nie dają mi gruntu, jeźdźcy apokalipsy
Moje zmysły w hipnozie uśpione
Głuchoniemy, skamieniały, ślepo patrzę na podłogę, ziomek
Muszę wyjść stąd, ściany i postacie teraz są dla mnie zbyt blisko
Chcę popierdolić wszystko
Zniknąć, prysnąć, ulotnić jak kamfora
Ale muszę dumnie żyć tu, gdzie Sodoma i Gomora
Na chwilę chowam emocji ile zdołam
By wybrać butelkę do góry głowa, trzy słowa
Twarz znajoma kładąc resztę, chyba widzi, że mam doła
Nie potwierdzam tego gestem, ból wycieka w oczodołach
Czuję, że konam, choć z ran krew nie broczy
Czemu ciągle oddycham, chociaż świat się dla mnie skończył?
Nie da mi ukojenia promyk słońca tego dnia
Nie da mi ukojenia światło księżyca tej nocy

[Zwrotka 2]
Czuję, że już nie ma sensu
Już nie ma o co walczyć
Niesiony przez goryczy smak powracam na tarczy
Wiem, co to znaczy już
I czemu tak się dzieje
Że ktoś znika z tego świata na własne życzenie
Muszę przestać, otrząsnąć, opamiętać
Pędzę przed siebie
Obłęd mierzony w kilometrach
Butelka coraz bardziej lekka
Na dodatek mnie dobija z radio nostalgiczna piosenka
Przed sobą klękam
I nie umiem się już podnieść
Ile razy można
Ile razy można przyjąć ciosy godnie?
To ostatni raz
To ostatnia łza
To ostatnie "do widzenia"...
Bo dla mnie nic nie ma już
Czuję mrok, to dom zabłąkanych dusz
Serce jak nóż
Głęboko wbite to, co kochałem najbardziej
Ta rana się nie goi, tylko boli jeszcze bardziej
[Outro]
To ostatni raz, do góry głowa
To ostatnia łza, do góry głowa
Wiem co to znaczy już
To ostatnie "do widzenia"