[Intro]
We're gonna get you. We're gonna get you. Not another peep. Time to go to sleep
[Verse 1]
To początek końca, powoli sekundy odliczam
Każdy wers, który wypluwam jest jak uderzenie bicza
To jak pochówek za życia, to Twoja ostatnia prycza
Nikt Cię nie usłyszy, obojętnie jak byś głośno krzyczał
Wijesz się jak gąsienica w powolnym procesie gnicia
Witam w Twoim nowym domu, oto podziemna kostnica
Przygasa światło znicza, zapada grobowy mrok
Mój flow tnie jak skalpel martwe ciało w sekcji zwłok
Pozostanie po Tobie tylko trupi sok i fetor
Resztki złamanych paznokci wbite w trumienne wieko
Anioł śmierci jest poetą piszącym krwawy felieton
A jego słowa wleką się tworząc cmentarne credo
Wyruszasz w daleką podróż do umarłego miasta
Chwila ostatniego tańca, ciało drga w pośmiertnych spazmach
To jak fantasmagoria, czysta forma bezeceństwa
Tkanki obumierają, krew robi się bardziej gęsta
Prosto z poznańskiego księstwa strach, ból, pożoga
Ujadam jak wściekły ogar, gram na diabelskich rogach
To jest muzyka dla pogan, mój rap - moja droga
To dla tych, którzy nie znaleźli w kościele Boga
[Verse 2]
Zielonoszara barwa zwłok jest dla niego jak szmaragd
To spragniony krwi morderca z apetytem szakala
Czeka Cię kara, komornik dzisiaj odbiera haracz
Nie sądziłeś z rana, że wieczorem skończysz jak ofiara
Wstrzyknięta kurara sparaliżuje mięśnie
Twoje ciało stało się celą, w której jesteś więźniem
Najpierw Cię zerżnie, później śmierć jest Ci pisana
Lecz pamiętaj, że w tej kolejności może zajść zmiana
Po odrapanych ścianach spływa szkarłatna czerwień
Po takiej dawce trutki tylko się przyglądasz biernie
Tasak jest jego berłem, postać Tanatosa w herbie
Nakarmi głodne świnie Twoim żałosnym ścierwem
Jesteś dla niego czerwiem, nic nieznacząca gnidą
Zapchane krwią koryto to przerażający widok
Z twarzą ukrytą w szalu odebrał swoją gażę
Twoja matka nie wie o tym, że wydała na świat paszę
Dostarczam Ci tylu wrażeń co strzał anielskiego pyłu
To jak słuchanie w kółko modlitwy puszczanej od tyłu
Nie ma zmiłuj wobec wszystkich tych, którzy drwią
Ludzka skóra zapisana krwią, Necronomicon
[Verse 3]
Stoję nad Twoim ciałem w kałuży czerwonego śluzu
Trzymając w dłoniach ołowiany posążek Pazuzu
Wyciągnięty z pradawnych gruzów pogański bożek
Kazał mi wycinać jego symbol rytualnym nożem
Przynoszę to, czego każdy rodzic boi się najbardziej
Okaleczony trup ich dziecka pływający w Warcie
Skończyłeś jako żarcie dla ryb i wodnych płazów
Twoi poprzednicy brali kąpiel w beczce pełnej kwasu
Podróż do minionych czasów, klimat publicznej kaźni
Ludzie są straszni, nie mów "nie", przecież znasz ich
Walka między dobrem a złem na kruchej równoważni
Rozdwojenie jaźni - pół-człowiek, pół-ptasznik
Zwinięte w kaszmir resztki rozczłonkowanego ciała
Jesteśmy przeciwieństwem - Twój ból to moja chwała
To inkwizycyjny prałat, podlegasz moim sądom
Dostałeś główną rolę w filmie z gatunku mondo
Rozrywam ciało jak kondor, prowadzę Cię na stryczek
Zacznij krzyczeć jak zobaczysz znak zakrwawionych nożyczek
To życie, w którym melodia jak krew się sączy
Tworzę pacyfistyczny symbol z amputowanych kończyn