[Zwrotka 1: Bonson]
Wbijam na wywiad to traktują mnie z szacunkiem
Bo nie widać czy ich może nie stratuję wizerunkiem
Płynę z ładunkiem w pustkę, jak martwy pirat
A jak się wkurwię to se zrobię czarny PR (ty)
Dla nich pijak, a dla ziomów hardy w kurwę
Wszystko na moje konto, a rachunek dasz mi później
BonSoul, Almost Famous, zamknij buźkę
Takie ksywki, że ich nie waż się napisać małym druczkiem misiu
Jak zwykle wiozę się przez bloki
A jak nie wiesz o co chodzi to ich kurwa nie przeskoczysz
Te bloki biorą cię na kopy
Robią to za mnie, bo w nie wierzę, jak w temat od tych
Co mi wiozą taki haze, że byś musiał iść na odwyk
Ale najpierw to byś musiał wyjść na street jak bombik
Jak chcesz tu wejść to masz antypropsy
Bo trzeba se zasłużyć na cześć, zbyt gładcy chłopcy
[Zwrotka 2: Włodi]
Wbijam na scenę to się dziwią skąd ta siła
Sama skóra i kości, nadal z prawdą się nie mija
Menago prosił bym na scenie się powstrzymał
Bo słabość do konopii wciąż tu robi czarny PR
Słyszę o tym coraz częściej
Że raz na dziesięć lat to wypada zrobić przerwę (zrobić przerwę?)
Lecz na wypadek jak pęknę
Wypada jakąś piątkę przykitraną mieć w rezerwie
Strach pomyśleć co się kryje w zrytej głowie
Bowiem wciąż biję się z diabłem i dogaduję z Bogiem
Motywuję młodych kiedy siebie już nie mogę
Jak mój sukces to za mało to ich biorę za nagrodę (kumasz?)
Oczy czerwone, ale nigdy bez wyrazu, dla mnie
Rap to stały element krajobrazu, dla mnie
Wszystko zaczyna i kończy się na blokach
La vida loca i zostaję tu jak osad
[Zwrotka 3: Słoń]
Ty jesteś z tych, co zeżrą gówno żeby dostać Fryderyka
Typie znikaj, bo wciąż w te śliskie branżowe żmije wbijam
Wsadź se w pizdę PR, możesz się nim szczerze pierdolić
Na majku szerzę terroryzm, wychodzą ze mnie demony
Przykrywam cieniem te pochwy, więc milcz gdy gada mistrz
Mam szacunek do odbiorców, dzięki nim jest hajs na czynsz
Fanatyk z gadką jakby opętał mnie Kaddafi
A twoi bożkowi mnie śmieszą tak samo jak wiara w nich
Sram na blichtr, nigdy nie robiłem muzyki dla nagród
Mam słuchaczy ortodoksów, wciąż cytują mnie jak Talmut
I jesteśmy wciąż w natarciu, branży puszczam charę w twarz
Ten niby showbiznes może mi publicznie pałę ssać
Trzymam pancerfaust wycelowany w twój fałszywy uśmiech
Przemysł muzyczny to kurwa, której z brudnej cipy cuchnie
Na fotkach niby kumple, za plecami stado sępów
Ja na barykadzie stoję w kominiarce z flarą w ręku
To czarny PR!
[Zwrotka 4: Bonson]
Balet kończy się tragicznie - to znaczy dobry balet
Było kurwa fantastycznie, gdy to pisałem
Znowu napisali w prasie o nas tłustym drukiem
Następny wers przemilczę by nie mówić *****
Jak już przebrnęliśmy wstęp to przebrniemy akapit
Nie nawijam do publiki, nawijam ze sceny dla braci
A jak tobie to nie leży, to niekoniecznie mój błąd
Nie musisz mi w to wierzyć, ale moi za mną pójdą
I jak widziałeś mój krok, to widziałeś nas wszystkich
Krok spokojny, dostojny, pewny siebie, nie za szybki
Taki dystrykt, taka dzielnia, taka karma
Tacy wszyscy, taka scena, taka ławka
Ja wciąż myślę, że to wciąż czarny PR
I wciąż spływa mi to jak hajs kiedy nawijam