[Verse 1]
Wybrałem branżę, nie ma odwrotu
Za duży angaż, za dużo kotów
Za dużo – bo więcej raperów niż słuchaczy
Mamy czas dla rapu, o którym każdy marzył
Jak mnie to drażni, gdy nawijam o rapie
Jest masa spraw, ZTM, szyba papier
I jedno jest pewne nie jest jak wcześniej
No bo nikogo nie jara że ktoś się zsikał na imprezce już
Po kresce dał, czy coś tam
Albo, że dupom rozlał wódkę po dekoltach
Ktoś, to nie tak że dopada mnie stan
Kiedy lecą wiosny i trzeba spieprzać stąd
Trzeba ogarniać i przestać myśleć: nie mam środków #proletariat
Ja mam tak, że wbijam w politykę
Ale wiem, ze chce więcej niż butle co weekend
[Hook:x1]
Nie mam problemów, to kwestia psychiki
Zapętlam się w myślach, coś jak nawyki
Daj iść, daj słuchawki i bit!
Wracam nocą i nie chce więcej nic już
[Verse 2]
Była akcja tego typu
Siedziałem nad Wisłą
Przyszło kliku typów i chcieli błysnąć
No homo
Żeby nie było że bajery, ale zaczęli mi wkręcać jakiś ciężki temat
Ze nie mam problemów, że żyję fajnie
Bo jeden z nich jest kurwa rehabilitantem
I pracuje z ludźmi, którzy przeszli swoje
Co może o życiu wiedzieć gnojek taki jak ja
Nie było chamstwa w tym, a raczej info
Żebym brał co moje, żebym żył z walizką
Żebym, korzystał, nie, z każdej chwili
Bo ziemia usuwa skóry jak piling
Oni tracili tutaj w spokój ducha
A sens zostawiali na łamanych kręgosłupach
I wtedy bez kitu zabiło mocniej serce
Ze styka mi co mam i nie chce więcej
Nie chce więcej
[Hook:x1]
[Verse 3]
Chodzi o to, że martwią nas detale
Coś jak Chicago nie zagra znów w finale
Ja rzadko pale, ale stale wkrętki miewam
To pewnie przez to zbieram te nakrętki siema
Witam w świecie, dam dłoń upierdolisz całą rękę mi
I coś w stylu wystarcza to co mam, ale mógłbym iść troche więcej
Całe szczęście jestem tu i mam obie dłonie
I mnie cieszy, że naboje są miliony metrów stąd
Są miliony metrów stąd...