Rose
Wkurwiony poeta
[Zwrotka 1: Bzyku]
Byle chłam tu gimby niczym pelikany łykają, widzę to zbyt często (wariat)
Robić rap tu to jak kurwa Masterchef Somalia
Nie pytaj mnie, co te linie dają tu temperament, studzi mnie maybe
Gdyby nie te rapy, to bym dawno (już) wyszedł na ludzi; Breivik
Już prawie 6 lat w tym gównie, i co? dalej hulam z tematem
Naginamy sobie tu ulicą, incognito, ty nawet nie skumasz, że raper
I bardzo dobrze, skillem, a nie ryjem pcham się na front
Się spytaj lepiej moich ziomów co znaczy u nas parcie na szkło
Ja to czarny koń, nie śpieszy mi się do stajni, skoro kiedy wjadę no to zawsze z kopem
Po co miałbym bawić się w deadline'y, skoro mam ich po 16 na zwrotę
Chwytają się brzytwy, bo rap nie bangla szmato
Rap gra kurwa, wyliżesz komuś dupę, to se z automatu zagrasz support
Na bogato, leć tu ze mną; gronostaje
Sorry, tu w rapie nie ma dróg na skróty, a mimo to chce być ikoną, frajer
Który za garstkę fejmu gotowy jest ręce pobrudzić
Masz typie tu pokutę, to moje skille, nie odmówisz

[Cuty]

[Zwrotka 2: Matis]
Siema, z podziemi tekstylia daj mocne brony
Piwo możemy się wybrać - jak pokemony
Nie słucham innych, bo po chuj lala chce wyjść, to już
Bo zawsze dobrze wyglądam, czasami aż za dobrze jak Piotr Łuszcz
Co to za flow? ale ból dupy, po co ta złość?
Ciota na wskroś, ty z anegddotą masz głos mówiąc, że spoko gra gość
Nieznani kiedyś i dziś, skreślamy świeży ich styl
Zębami zjemy ich prym, piercing, by wersami przebić Ci pysk
Chcę mieć płacę bez pracy, wy macie pracę bez płacy
Rób se dalej z łakiem te rapy, za to można wam kał wypłacić
Za długo to kreślę, żeby skurwysyn w snapbacku na klipie pierdolił smuty, jak skurwysyńskie jest życie
Wpadam, osiadam i gadam wiadomo, że robię to perfekcyjnie, fenomenalnie i nieziemsko bragga wypada tu dawać jak technika
Jest taka jak moja, to poparcie na pewno 17, lat, szmato, życia, linia, dzisiaj, jest, prosta jak pisałem pierwsze teksty, piaskownica była ci obca
[Cuty]

[Zwrotka 3: Filipek]
Jak Carlos Zafon chcę znaleźć Marinę, a mam w tym pecha i przez to tak piszę
Daję se rok i magazynek, zamiast kawałków rozerwie ciszę
Szkoła hałasu, szlachta nie pracuje, czasem się czuję tutaj jak alien
Wmawiając sobie, że wśród słuchaczy znajdzie się pięciu normalnych przynajmniej
Życie to proza, poranek to dramat, nasza codzienność to katastrofa
Jestem poetą, każda linijka to kata-strofa
Gdybym miał drugie życie, nie wiem? jak Dostojewski
To może i bym spróbował, co to hera kreski
Efekt placebo to ten wasz rap, wmawianie sobie level Mount Everest
Hip-hop to horror, każdy ma orgazm gdy tylko kurwa usłyszy szelest
Chcecie pieniędzy to idźcie do pracy, albo na free wywalcz se synku
Później jak Puszkin zgiń w pojedynku
Najpierw ogarnij, że życie rapera streszcza się w słowie metafora
Ogarnij psychę, gdy już urośniesz, hejty na ciebie to metafora
Uwielbiam pisać, pociąg do tego obezwładnia mordo
Choć czasem, można przez ten pociąg umrzeć jak Tołstoj

[Zwrotka 4: Rose]
Nigdy się nie chwalę, że raperem jestem, prędzej wstyd mi
Gardzę rapem, dla mnie to jest śmieszne, w sumie pieprzę wszystkich
Jesteś chamem, gdzie z tym chłamem robisz jeszcze teledyski
Kiedyś na zajawie rapy słabe, weźcie, nie chcę żyć tym
Niemy krzyk ich, to jest zwała, wcale do mnie nie przemawia
Rapy dobre - konkret sprawa, jak chujowe to spierdalaj
Choć połowa i tak będzie miała go za boga
Bo ta moda jest zbyt pojebana, by ją opanować
Brak własnego flow, masa kseroboyi za to
Polski Bones, polski Young Thug, polski OG Maco wciąż
Cebulandia się tym jara, ziomki dają propsy za to
Brak im stylu, brak im wstydu, weź się wreszcie ocknij szmato
Taki to ze mnie poeta, za wiele tej baki na bletach
I w bani coś nie tak czasami, gdy razem z ziomami latamy po gietach spizgani
Ha, We trippin' mane, BGM to nie żarty
Robisz wiochę to wracasz na pole, czyszczę pole walki
[Cuty]