[Zwrotka]
Nikt kto nie przeszedł mojej drogi
Nie ma prawa rzucać we mnie wyzwisk
Paru z boiska ma sanki, paru innych ma łyżwy
Sześciopak Tyskich na ryja pod bębny od Limp Bizkit
Zbójnicki biznes, kart POP'a kioski ziomek wyczyścił
Wszyscy żyliśmy chwilą gdy złapiemy cycki lepsze
Gwizdnij gdy biją, a przyjdą i się posypią mleczne
Zdechnę za mordę, gdy trzeba będzie, gdy trzeba jebnę
Śnieg tejże zimy spadł pięknie, jak jego krew na ten śnieg
Wmawiam sobie, że robimy to po coś
Choć co odeszło nie wróci, śnieg zamienił się w błoto
Gniotąc pięści uderzam w ściany
Jesteśmy sami z naszym bólem, wśród szklanych figurek
Czekając na zmiany, które nie zmienią nic
Z odpustu anyż od babci dostany
Wyplamił z ust moich posmak krwi
Jesteś jak widz, nie czujesz nic
Co czułem ja, to tylko trik, to tylko gra
I chciałbym śnić jak wielu z was poznaje syf, który ja znam
Wystarczy klik i zmieniasz rapera
Bo ten pierdoli i się nic już nie zmienia
To moje życie suko, to jest mój temat, wiem czym jest bieda
I wiem jak doceniać miejsce, w którym jestem teraz
Bo sam tu biegłem od zera
Na blokach wciąż tańczą Pasodoble, mały broadway
Siądę na mostek, pomyślę jak skończę sam
Zawsze masz opcje, ja rosłem by nigdy nie być skąpcem
Obce mi to co modne, kopce kiepa, trące żar
To gdzie byłem kiedyś i to gdzie jestem teraz
Czym mnie to uczyniło?
Bo to już chyba nie ja
Zbieram okruchy trupów bliskich mi osób
Młokosów z bloków obok, co wisieli poprzez brak sosu
Matek i ojców, którzy tęsknią za dzieckiem
Ale to tylko nutka i piosenka by sprzedać więcej
Nic więcej
Nasze życie warte tyle, co płytka na półce
Sztuczny uśmiech do zdjęcia, zbij piątkę, dam Ci złotówkę
Małpka niech skaczę, będę śmiać się, nakarmię ją gównem
Później gdy znudzi się - niech umrze