[Zwrotka 1: Diox]
Czasem chciałbym być wolny jak nad miastem ptaki
Łapię wolny oddech unosząc się nad blokami
Kurz osiada na laurach tych co przegrali
W moich oczach blask trwa jak konsekwencja pracy
Chciałbym unieść się jak one, poczuć w sobie moc
Że w dowolnej chwili mogę odejść stąd
Stanąć ponać grzechami, które rosną wciąż
Jak ptaki nad drzewami krążą z naszą krwią
Widok miasta z lotu ptaka przeraża
Bo doskonale widoczną jest droga do cmentarza
Podobno wolnośc potrafi szlak odwracać
Więc głowę mam spokojną powiewa biała flaga
Tu, gdzie niebo limit ten nie cuzje ograniczen by uniesc sie Zachwytem kroków chodnikiem
Z atramentem na palcach, nadzieją w sercach, pióro, odiweczna Walka bez krwi na rękach
[Zwrotka 2: Tomasina]
Spójrz w niebo, jaka nie wykorzystana przestrzeń
Wśród zwierząt widzę ptaki, i gdzie jestem ja?
Wśród marzeń co najwyżej
Bo kto by nie chciał wzbić się w powietrze, być tam
Tak jak one czuć powietrza chłód i wiatr
Przez moment być ponad tym wszystkim nad
Taki czysty nieskazitelny
Wyrazisty, pełny barw zupełnie nie jak człowiek
Ludzie przykuli się do przyziemnych spraw
Czas sie odmulić, wybrać ciepły kraj
Metaforą nie domy ze szkła czy kart
Bo marzenia można rzeczywistnić, a jak
Ciężko się unieść bez skrzydeł
Ciężej tym nie wierzą w nic w ogóle jakis sprzeciw?
Nie, posluchaj serca i uwierz, jak Keshi zabiorę Cię wyżej, i wyżej