Magiera
Barbarzyńcy w ogrodach snów
Na Orlej Perci myślę o śmierci
Myślę o życiu, które trwa
Halny znów smęci, mąci w pamięci
Trzy baśni ćwierci, pusty bar
Kulę się w kącie, krzyż na Giewoncie
Samotnie sterczy pośród skał
Kule na froncie, krocie na koncie
A po Krupówkach hula wiatr...
Dobrze znają swoje ofiary obskurne bary
Gdzie nocne mary topią w kieliszku swoje koszmary
Potem wychodzą na mglisty poranek szary
By na ołtarzu wiary palić marzeń ofiary
Idzie nagonka, słychać ogary
Ciężar na bary, brudny logarytm
Żółtą łódź podwodną już dorwały ich sonary
W kotłach już nie ma pary, znów zamazał się zarys
Świat pazurów i kłów, bez znaczenia słów
Barbarzyńcy w ogrodach snów
Rząd wycelowanych luf w tłum pochylonych głów
Barbarzyńcy w ogrodach snów
Żyjąc w jaskini w której wszystko jest odwrotnie
Gdzie Midas zamienia w gówno, czego się nie dotknie
Trotuar moknie, gniewny tłum odchodzi z niczym
Widziałem gaz, gaz na ulicy
Wszystkie te momеnty, które wklejasz do pamięci albumu
Papierowе okręty w bitwie o resztki rozumu
Jak wyłowić głos spośród fal szumu?
Ten cały spazm tłumu to tylko widma i tumult
Gorzki zapach piołunu, lśni diament wśród popiołu
W kuchni woń kawy, gdy siadamy znów do stołu
By rozwiać milczenia zasłony w rozmowie
To jedno wiem: że wiem, ile sam się dowiem
Zmoczył nas deszcz, przewiał na wiatr
Byliśmy tam brat, za pan brat, widzieliśmy tamten świat
Nie liczyliśmy dat, ot tak, idąc po grani
Mając za nic ich interes psi i drani, ich pęd barani
I te wielkie marzenie ludzkości
By przesiać ten świat przez wielkie sito nicości
Zamiast tego mamy olimpiadę kółek po kawie
A wszystko to pewne tak prawie...