Mery Spolsky
Przyjemny lęk
[Intro]
Obudzi Cię, przyjemny lęk
[Bisz]
Spomiędzy drzew przebłysk – sarny
Magma darni klei się do stóp, grają barwy
Siekiery stal chłonie świat i oddaje drzazgi
Uciekają w niebo pnie, pnie się w nie las dziś
Palmy - mokre drewno póki krew nie zasch... zaśnie
Ogień wszystkim zajmie się jak zawsze choć piec kaszle
W rurach opowiada swe historie, ba! - baśnie
Wszystkowiedzące oczy zwierząt znają pra-prawdę!
[Łona]
Spory tu pytań zestaw: czy myśli się splotą na czyn?
Co to za ścieżka? Co to za dziura w ziemi? Co to za dym?
Co to za koń na uwięzi? Skąd ten półdziki tu dalmatyńczyk?
Zjednoczony front stworzeń patrzy ci w oczy i milczy
Metafizyki tu w bród, choć wrażenie większe robi
Nadmiar ultrachemii i ta habilitacja z nieteologii
I z ciszy trening, bo wiatr do reszty ustał
Ścieżka, dym, dziura w ziemi... Czy to ma sens? Nie przypuszczam
[Refren: Mery Spolsky]
Obudzi Cię, przyjemny lęk
Przeczytasz mnie, jak z filmu
The end, the end, the end
[Bisz]
Za drzwiami stajni koński zad zatrudnia nas
Do transformacji mas gówna w formy spięte w Oriona pas
Nie lubisz gnoju? Gnoju? To jest mandala chłopcze
Składamy dłonie na łopatach, gówno w czystą kostkę
Ubieram kąpielówki, kiedy wyrzucić śmieci jest czas
W basenie nasze nieczystości czekają, za moment wchłonie je wiatr
I tak jak wypuszcza klatka ptaka – właśnie tak wypuszcza dom dym
Basen ma drugie dno, odkrywam drugie dno dni
[Łona]
Powtarzam sobie, że to wiatr. Choć słyszę te szepty staruch
Ale chronię się przy tym, daruj. Kurwa, sceptyk w krainie czarów
Co nadzieję ma, że tak znowu bezdrożnie tu nie jest
Szuka stopą drogi przez te mgłę, co tak wciąż mu gęstnieje
Drogi nie ma, ale słychać biorytm
Jakiś, bo ja wiem, ładunek prądu spory od fauny do flory
I robi się ciemniej, jako że płynie przeze mnie ten prąd i sporo ma przewag
Ale czy to mnie wciągnie w głąb? Nie podejrzewam
[Refren]
Obudzi Cię, przyjemny lęk
Przeczytasz mnie, jak z filmu
The end, the end, the end