Oxon
House of Bars

[Zwrotka 1: Kojot]
Każda linijka cię zaboli, ty skumaj, rozkmiń, wysnuwaj wnioski
To jakby majzy cię uczył sam Pudzianowski
Ty masz fajny T-Shirt i zajebiste toplajny słyszę
Zamknij mordę, nie masz głosu jak Smolasty w Nysie
Pisząc to w windzie was, skurwielu, pokonam
Bo mój rap jest przejebany na wielu poziomach
Brak charyzmy czujesz pod skórą, myślisz, że coś umiesz
Fani cię zghostują nawet jak cię zghostuję
Czyszczę katanę i piszę to haiku teraz
W tle słyszę dźwięki i lament, że rap umiera
Buja się po bicie byle lampucera
Chcieli beefu, zmiażdżę ich na płycie tak jak Smashburgera
O tobie jest głośno, masz fame, bosko
OK, spoczko, lecz wiej stąd, bo to jest kosmos
Gwiazdki nie spoczną, chcą mieć sos, bo to jest opcją
Cały nieboskłon chcę zgnieść mocno jak Dwayne Johnson

[Zwrotka 2: Delekta]
HipoPato to jest marka, żadna Al-Ka'ida
Szczekasz coś, suko, to się kłaniasz w pas shahida
Lecą bomby, lepiej wykuj te wersy na blachę
To jak dżihad - rozjebię za jednym zamachem
Prosta matma - sześciu vs. scena martwa
Taka prawda, robimy ich do zera raz dwa
Poszła farba, przyda się apteczka, bandaż
Robią się czerwoni nie ze wstydu, a od plastra
To jest walka na kartkach
Moi ludzie to plemię, które zna się na skalpach
Jednosezonowe gwiazdki, czekaj, maznę taga
Nie stawiaj mnie w linii z nimi, gdy o muzyce gadasz
WOW! To paradoks, bo wjeżdżam na pętle
I dostaję drugie życie, ale wracam z sentymentem
Nie chcę wylądować w piekle, ale kiedy już tam będę
To zajebię Lucyfera i zostanę prezydentem
[Zwrotka 3: Bazi]
Yo, ty ziomek patrz co się na tej scenie
Już same kurwy i złodzieje
Dzieciaku, my to oryginał, wy to kradzież trendów
Więc jak złapię cię za rękę, to cię wyprowadzę z błędu
Coś czuję, że ktoś nienawidzi moich towarzyszy
Scena udaje, że nas nie widzi, ale nas słyszy
To, co robimy, cię dotyka, jest nieapetyczne
Bo polski rap ma zaburzenia sensoryczne
Widzę, że nie mają podstaw głupki
Tak jak influencerzy bez podstawówki
Żeś się obsrał z dupki jakbyś dostał z główki
Więc z wyjaśnieniami napisz post calutki
Co za prostak! Tutaj byś nie dostał wódki
Więc się postaw albo nam postaw Krupnik
Ale na naszą wygraną śmiało postaw stówki, a to
Zdjęcie z anteny wstaw do obramówki, szmato

[Zwrotka 4: Garnek]
Weź przestań, po każdym wejściu na beat wszystkim pozostawiasz niesmak
Moje stillo canabis, twoje wersy to groteska
Ja wystawiam jak Gawi, ale nie skończę na deskach
Idzie do mnie sztuka prosto z zielonego miejsca
W sensie Ania, kręcę w baniach
Gdzieś we flarach mam sen Cezara
Piętrzę hałas, nie chcę spadać
Moi ludzie mnie wznoszą, a frędzle nara
Nara, nara, wypierdalaj
Nie jestem z ulicy i się nie znam na zasadach
Nie wiem, co to szpagat ani sześćdziesiona
Ale za to mam zioma w MONAR
Ten styl to unikat, co ja pierdolę
To freestyle nie kryształ, więc lepiej polej
Masz wyjść, brat, to wyjdź, brat, ja wolę lolek
Przyszła kryska na Matyska, ale na stole
[Zwrotka 5: PeeRZet]
Mijają dni, w kolejne miejsca tuła mnie los
Zamawiam beef, a przychodzi zawsze buła i sos
Muszę być fit tak, by móc założyć chuja na nos
Bo czuję wstyd, gdy kolejny łak się buja jak pros
Każdy łyka jak pelikan to, że lepszy wróbel w garści
Mewa zabiera i znika zawsze, gdy się jej przyfarci
Ja tak jak miejski gołąb latam, sram na każdy daszek
Serce krwawi wczesną porą, taki ze mnie ranny ptaszek
Rap to twoja praca, jestem z ciebie, ziomek, dumny
W firmach, których się obracam oblałbyś okres próbny
Nie masz techniki, to sorry, odpłyń, królu, z kwitem
Ładny ryj, pliki, wisiory, to Curriculum Vitae
Widzę w tym sekcjach CV, że to kolejny debil
To trochę jak Bad Meets Evil, nie jak Rap Devil
Trzeba ćwiczyć, milion w rozumie mieć, a nie bice
Umiesz liczyć, bo nie wiem, czy w sumie widzisz różnice

[Zwrotka 6: Penx]
Ja, wpada wataha, no bo wilki ciągle głodne brrr
Prawda taka, już niemłode i chcą wieszać psss
Miażdży łeb, to Kraków, tu się liczy skill, nie saldo
Każdy wie, że dobry basior to rozbuja całe stado
Nie, królem chce być każdy, jestem ponad, jakbym nie znał
Chore to, że przez koronę ciężko poczuć smak zwycięstwa
Muszę dowieść, chociaż czasem ciężko ruszyć w drogę
Kiedy patrzę na ich pop, tak im rap zawrócił w głowie
Świat się składa z cząstek, a to Patostyl
Pytasz, kto to trzyma wszystko ryzach, a to, a to my
Nie chcę na wariata
Przeziębiony trochę się wyliżę, lecz nie tak jak Mata
Walczę w dzień i w nocy, i niech słabi płoną
Biały pas na czarny zmieniam, zawijam w kimono
Cały czas na własnych, nawet wtedy jak był solo
Walka z samym sobą, prawda rani srogo, tak się walczy z głową
[Zwrotka 7: M.Siuda]
Nie zamierzam ważyć słów, muszę ich znieważyć znów
Czasami głupio coś palnę jak Joe Biden, no i chuj
Rap to suka, co ci sprawi wzwód, a potem zawód
Ale ciągle do niej wracam, no bo kocham ją na zabój
Kładę to jak dealer asy na River
Zamieniam ślinę w benzynę - moje perpetuum mobile
Dobrze wiesz, że to nawinę tak doskonale
I długo tutaj zostanę jak Hitler w konfesjonale
Jesteś w tym dobry, ja się mogę nie zgodzić
Co piąty myśli, że jest goatem, ja mam w nosie te kozy
Następny Prigożyn przez ambicje spłonie tak jak Ikar w locie
Bo ich strącę jak Dawid Goliata, już napinam procę
Nie jestem filantropem, nie kupię waszych płyt
Lecz chętnie dam ci flotę za to żebyś zamknął pysk
Super, że to fajnie brzmi, lecz słowa nie znaczą nic
To wasza głupota, lecz to mi jest za to wstyd

[Zwrotka 8: Oxon]
Oxon, emocje wywołuję znowu skrajne
Mój ulubiony kolor - pełen chłodu violent
Przenoszę się na dniach odkrywać z lodu krajnę
Jestem gigantem, dom mój znajdę w Jotünheimie
Wyjeżdżam, by wrócić, małpi król jak Wu Kong
Zamiast kija mam dłuto, by naprawić, co napsuto
Ale ślady dawnej furii i już nie mut jak Tutor
Kolejny wsadził chuja w ucho, dam się psuć maluchom
Milczę na socialach, choć wciąż w około zmiany
Już głodny bym coś pozjadał, to post pozorowany
Celem nie jest, by mordo być pokochanym
Nie dla mnie ludzi krąg, gdy rządzą nim monogramy
A skoro gramy w to już tyle lat, to pogadajmy
Skill wystrzelony jak na kodach z trybem Boga tajnym
Wiecznie młody klasyk jak na modach Skyrim
Zawsze dobry jest na Tomka timing
Jointa daj mi