Paradoksalnie długo przed pierwszym odsłuchem wiedziałem, że ta płyta mi siądzie. Wnioskowałem po dwóch czynnikach: po pierwsze to Oxon. Poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Zwłaszcza po drugim łantejku, oczekiwania dotyczące czegokolwiek nowego od niego miałem spore. Po drugie tematyka... Wystarczy powiedzieć, że ostatnie pieniądze wydaje zazwyczaj nie na płyty, ale na kolorowe zeszyty za 3.99$, a lepiej niż historię rzeczywistego świata znam historię universum Earth-616 i Prime Earth (a jeździło się w szkolnych czasach na olimpiady historyczne...). Moi znajomi po seansie Guardians of the Galaxy i godzinnym wykładzie na temat War of Kings i najlepszego składu Strażników nie wezmą mnie nigdy do kina na komiksowy film. Tracklista dała mi podobną satysfakcję jak początek Endgame'u. Tyle nawiązań, pomysłów... Dla mnie must have na poziomie over 9000.
Stwarza to jednak pewien problem. Mało w tym fanboyowaniu obiektywizmu. Single utwierdzały mnie w przekonaniu, że proces idzie właściwym torem i jak sięgnę pamięcią nie przypominam sobie sytuacji w której pomyślałbym, że przesadzam i to nie może być tak dobre jak wyobrażenia. Dla pewności pisząc ten tekst obczajam odsłuch na Youtube. Bardziej po to by popatrzyć na statystyki niż posłuchać muzyki (którą prawie znam na pamięć). Nie ma w końcu nic bardziej obiektywnego niż matematyka. Zdziwiło mnie lekko, że moje wrażenia wypaczone niewątpliwie przez dobór tematyki zdają się znajdować potwierdzenie w relacji łapek w górę i w dół. Bardzo mało jest głosów wyrażających dezaprobatę.
O co ten cały raban? Przede wszystkim o to, że Oxon potrafił w niewymuszony sposób dopasować motywy narysowanych postaci, które nierzadko dysponują mocami sprzecznymi z prawami rzeczywistego świata, w którym żyjemy, do normalnych sytuacji i codziennego życia odbiorców. Po drugie o ukazanie uniwersalizmu komiksowych historii, które na pierwszy rzut oka nie mają z rzeczywistością polskiego słuchacza nic wspólnego. Te odniesienia do świata komiksowego i budowane na nich dwuznaczności oparte zostały na niezwykle wysokich umiejętnościach tworzenia tekstu. Idealnym przykładem jest kawałek "Mary Jane". Każdy wers można tu odnosić zarówno do oddawania się konsumpcji pewnej używki, jak i miłości Spider-Mana do Mary Jane. Dawno nie widziałem tak przemyślanej formy. Tu nie tyle punche są dwuznaczne. Cały kawałek to jedna wielka dwuznaczność.
W wielu kawałkach, Oxon dopasowuje fantastyczne cechy opisywanych bohaterów, do odczuć rzeczywistej osoby mówiącej w utworze. Warto zwrócić tu uwagę na kawałek "Venom". Idealnym pomysłem było pokazanie cech kosmicznego symbiota z kanibalistycznymi zapędami, jako metafory dla walki z własnymi demonami. Po to stworzono postać Venoma, a Oxon i Eripe skorzystali z tego jak najlepsi autorzy komiksów z jego udziałem.
Tym na co ostrzyłem sobie zęby najmocniej byłu komiksowe odniesienia. Smaczki, które nie każdy wyłapie, ale które grupce wtajemniczonych sprawią wielką frajdę, gdy je odnajdą. "Genki Dama" będzie tu chyba najlepszym przykładem, jako że Dragon Ball cieszy się większą popularnością niż bohaterowie z amerykańskich komiksów. Niektóre nawiązania są ukryte dość dobrze i odnalezienie ich na prawdę daje olbrzymią satysfakcję. Sam dopiero przed chwilą złapałem w Venomie aluzję do faktu, że symbiot bał się ognia.
Analizując ten materiał nie sposób nie odnieść się do występów gościnnych. Po pierwsze znakomity refren w kawałku "Trujący bluszcz" dała Ad.M.a. Co ciekawe raperka wyglądem odpowiada tytułowej postaci Pameli Isley. Dodatkowo jej tekst i intonacja pasują idealnie do status quo Poison Ivy. Prawdziwego festiwalu gości uświadczymy jednak w kawałku "Liga sprawiedliwości", gdzie w myśl zasady, że największe zagrożenia wymagają współpracy całej drużyny, udzielili się członkowie Patokalipsy, a także Revo i Kojot. I znowu zaproszeni goście wpasowują się świetnie. Nie odpowiadają tak jak Ad.M.a. konkretnym postaciom. Po prostu pokazują tam drużynę, którą w całość spajają świetnie dobrane cuty między wejściami kolejnych raperów, za które odpowiada DJ Roka.
Muzycznie także bez zarzutu. Mario Kontrargument, Eigus, Sampling Sound Zone, Kes-a i Skaju dopasowali się idealnie do tego co Oxon chciał powiedzieć. Gitarowe riffy Matta Wyrzykowskiego dodały rockowego pazura, co w mojej opinii jest receptą na najlepszy bit dla Oxona.
Na koniec nie wypada się nie odnieść do kawałka zamykającego album. Mieliśmy już 100 gwoździ do trumny Golina. Teraz czas na "100 naboi". Tytuł nawiązuje do niezbyt popularnego w Polsce komiksu. W treści nawiązania do wielu dzieł (np. Watchmen, Death Note, Suicide Squad, Fantastic Four itd.). Co jednak tu najważniejsze, Oxon zniszczył tymi stoma wersami (tak, to te 100 naboi) 99% polskiej braggi. Idealna dykcja, ciekawe zmiany tempa i technika na poziomie nieosiągalnym dla większości sceny.