B.O.K.
Podróż
[Intertekst]
Kiedy w końcu wyrusza
Będzie jak gdyby czas nie istniał
Gdzie każde tak i każde nie jest wieczne
Gdzie czas nie leczy ran
Gdzie wybory są ostateczne i dzięki temu... rzeczywiste
Gdy znaczenia zaczynają się odklejać
Architektura świata topnieje w bezkształtną masę
Obrzydła mi łagodność, obojętność, miękkość
Przecież wiem czego chcę i w jaki sposób
Tutaj wszystko przyjęło postać czasu
A ciągła zmiana usprawiedliwia podłą aktualność
Została sztuka przystosowywania się i jej brudne narzędzie - zgoda na wszystko
I to jest może natura rzeczywistości
Bezstan, bezznaczeniowość, płynność, ale... nie moja