Adam Mickiewicz
Bakczysaraj w nocy
Rozchodzą się z dżamidów pobożni mieszkańce,

Odgłos izanu w cichym gubi się wieczorze,

Zawstydziło się licem rubinowym zorze,

Srebrny król nocy dąży spocząć przy kochance.



Błyszczą w haremie niebios wieczne gwiazd kagańce,

Śród nich po safirowym żegluje przestworze

Jeden obłok, jak senny łabędź na jeziorze:

Pierś ma białą, a złotem malowane krańce.



Tu cień pada z menaru i wierzchu cyprysa,

Dalej czernią się kołem olbrzymy granitu,

Jak szatany siedzące w dywanie Eblisa


Pod namiotem ciemności; niekiedy z ich szczytu

Budzi się błyskawica i pędem farysa

Przelatuje milczące pustynie błękitu.