Pikers
Diamenty
[Zwrotka]
Znów musiałeś nawywijać
Chyba nie myślałeś, że to jest ziemia niczyja
Teraz zamiast "siema" słyszysz "wyjazd"
Jeśli próbowałeś w to mrowisko kija wbijać
Jeśli byłeś z nami blisko, to jest ważna chwila
Nic nie było tanie, też musiałeś tyrać
Przybijamy, bracie, i poznajesz czwarty wymiar
Diamenty dostałeś jak korale Karolina, ale to nie Carolina
Nie wiesz, ile tutaj kiedyś przerzucałem łajna
Uff, teraz line-up
Moja osobowość skrajna
Mam ich na talerzu, są jak shoarma
Palma nigdy nie odbija, spijam rum jak pirat
Wbijam w tłum, jak zbijasz, znasz, to cię dopadnie kiła
Chwila w klatkach zamieniła się dla nas na wieczność
Jesteś jak chodząca przeszłość, a ja sprzeczność
Życie nauczyło mnie po drobne się nie schylać
Dają mi za markę parę koła, co za kpina
Dziś nie palę zioła, jutro znowu coś zawijam
Małolacik jara, mówią, że to moja wina
Ale gdzie jest jego matka? Przecież ona jako małolatka
Słuchała Sokoła i kręciła się po klatkach
Córka chce skończyć w moich mackach
Piki wchodzi w usta tak jak afta
W kaftan - włożyć chcieli nas tam, kolega wyłapał kopa na start
Nie dostałem za friko mieszkania
Nic nie padło w spadkach, ale resztę powoli doganiam
Zresztą to nie powód, by się słaniać
Nie próbuję zganiać nic na ośkę
Takie już jest życie, że niektórzy mieli prościej
Kiedyś było fajnie, ale za późno dorosłem
Teraz tu na co dzień mam ogólny postęp
I diamenty wysypują się z włosów jej
Jak w kasynie, dziś patrzę na ziomków mniej
Złoto z ust, zupełnie jak grille w Houston
Z głowy leje się jak z cordon bleu
Umówiłem na dziesiątą się, żeby nagrać
Umówiłem na trzynastą się, żeby kręcić
Głowa podpowiada ciągle, żeby zabrać
Dusza - że dostanę wszystko to po śmierci
Najpiękniejsze, skrywane głęboko gdzieś diamenty
I pod koniec drogi usłyszałem "to nie tędy"
Nerwy mi jak instrumenty przygrywają
Drżeniem swym rozkurwiają fundamenty
On wydzwania, ale jestem kurwa cięty
Ona chce mnie, ale to jest pustak dęty
Nie rozmawiam, zostaję, by znów to kreślić
W czterech ścianach, wyprałem się tu do reszty