Pan przestał do mnie mówić
Obudziłem się w ciszy
Chyba przestał mnie lubić
Do koleżki zaraz lecę
Gada bym zakupił szlugi
Nie mam za co, nie mam stówy
Nie mam dychy, a mam długi, a mam problem
Głęboko tak osadzony we mnie
Noszę go ze sobą, wszędzie
Niech ci będzie
Mówi, zapyta sąsiada, czy mu rzuci
Dawaj prędzej, lecę podkurwiony lekko
Tam wypchana chata pewnie, bo słyszałem ich przez telefon
Spałem cały dzień, chciałem złapać się z kolegą
Żeby wypalić jednego i położyć się z powrotem
To zazwyczaj nie wychodzi i się dalej kopci potem
Ale co tam jedno siemasz, drugie siemasz
Tak naprawdę mnie tu nie ma
Czuję pustkę, słyszę ciszę i spojrzenia nie wymieniam
Walę bucha i przez płuca wciągam go do brzucha
I w ogóle nie wypuszczam
Uczyłem się na osiedlu, żeby się nad tym nie spuszczać
Żeby chować, nie szpanować i nie wkurwiać
Żeby się nie pultać mnie już nauczyła szkoła
Życie nauczyło mnie, że nie będę pasował
Przestałem próbować
Nie znam sztuki zakładania maski
Nie pcham się nigdzie na siłę jak Lil Masti
Dziwią mi się bliscy, dziwią mi się dalsi
Zabrakło mi tlenu, idę zrzygać się na trawnik
Otwierają mi drzwi, wypierdalaj z klatki
Przed oczami widzę czarne paski
Coś mi podpowiada "zamknij", ale Pan nic nie mówi
Muszę się doczłapać do najbliższej ławki
Siadam na niej, czekam tylko, kiedy to się skończy
Leciałem z przepaści, przepocony jak maratończyk
Półtora godziny męki po przyjęciu dawki
Wysyła mi messa, tylko dobra, nie wracam
Nawet nie rozkminiam, czy ten lot się opłacał
Z czego się śmiejesz, zawijam na kwadrat
Jego ze mną nie ma, może go usłyszę z rańca
Ale Pan nic nie mówi
Wtedy nie wiedziałem co to dzień bez parcia
Ale Pan nic nie mówi
Wtedy nie wiedziałem co to dzień bez parcia
Pan przestał do mnie mówić
Obudziłem się w ciszy
Chyba przestał mnie lubić