[Zwrotka 1: Junes]
Mówią że kochają cie jak umierasz albo odchodzisz
Dlatego tyle razy chciałem to zrobić
Przerwana linia - definicja zejścia w chwale
Gniecie mnie presja stale, nie chce przestać, ale
Czasem inaczej nie mogę jak wtedy w Sokołowie
Kiedy czułem się lepszy puszczając tracki w obieg
Przedszkole to trauma - nie chciałem grać w piłkę
Stawałem sam za winklem nakręcając nawijkę
Głupie gadanie do siebie tak mi zostało do teraz
Choć jak dzwonisz wole nie odbierać
Biorę majka i statyw to atrapy przyjaciół
Ty też odejdziesz jak obelgę trafisz na tracku
W zerówce być moim kumplem - to się skreślić
To ten co, nie umie pisać i leworęczny
Poradnie psychologiczne i praca nad piórem
Może dlatego dzisiaj piszę - to tak cię kuje
Serce ponad rozumem, zawsze impulsywnie
Więc pierwszy dawałem w ryj by dostać w pizdę
Do sportów zero talentu wybierany z ostatnich
Konsekwentnie coraz lepiej by do składu trafić
Otoczony kolegami by podnieść status
Przychodziło co do czego byłem niedostępny
Nie mogłeś mnie dostać wtedy jak w Sokołowie cracku
Byłem tak dobry jak moje ówczesne wersy
Zawsze pod prąd bywało, śmiech za plecami
Jak spuszczałem niżej spodnie jak prawie baggy
I na słuchawkach Nastukafszy chociaż się śmiali
W szóstce wtedy prawie nikt tego nie czaił
Odrzucony w środowisku z powodu pochodzenia
Nie jesteś z bloku, stań z boku albo do widzenia
Na początku liceum zmieniłem kaptur na koszulę
Dostałem gitarę, chciałem być Limp Bizkit
Jak z każdym z posunięć - niezrozumiany Junes
Ale nadal szukam melodyjnego basisty
Zresztą jebać, liceum wspominam najgorzej
Choć nie narzekałem na to jak było w szkole
Jak wspominam dzieciństwo to się zastanawiam
Jak bardzo zmieniłem się od dziewiątego, maja